Gdy Ostatnie tango w Paryżu trafiło na ekrany kin w 1972 roku, zszokowało wielu krytyków i widzów. Śmiałe sceny erotyczne i brawurowa rola Marlona Brando zagwarantowały Bernardo Bertolucciemu, reżyserowi obrazu, stałe miejsce w historii światowego kina. We Włoszech zabroniono dystrybucji filmu, wszystkie kopie oficjalnie zniszczono, a sąd pozbawił reżysera praw obywatelskich na 5 lat i skazał na 4 miesiące aresztu w zawieszeniu.
Wiele lat po premierze filmu Bertolucci udzielił wywiadu, który szokuje chyba jeszcze bardziej niż jego dzieło. W 2013 roku twórca w rozmowie z dziennikarzem wyznał, że Maria Schneider, odtwórczyni jednej z głównych ról w filmie, nie została uprzedzona o scenie gwałtu z jej udziałem:
Jedliśmy z Marlonem śniadanie w budynku, w którym kręciliśmy film. Była bagietka, masło... W pewnym momencie spojrzeliśmy na siebie i bez słów porozumieliśmy się w kwestii tego, co chcemy pokazać. Czułem się okropnie nie fair wobec Marii, ponieważ nie powiedziałem jej co się stanie.
Nie widzieliśmy się po realizacji filmu, znienawidziła mnie. Chciałem, żeby zareagowała jak kobieta, nie jak aktorka. Chciałem, aby ona naprawdę czuła się upokorzona, a nie tylko to grała. Nie żałuję tego, ale czuję się winny.
Gdy Maria umarła pomyślałem sobie "Boże, jest mi tak przykro, że nie mogłem jej przeprosić za to, co ja z Marlonem jej zrobiliśmy w tej scenie". Ona naprawdę poczuła się upokorzona, ale wydaje mi się, że najbardziej zabolało ją to, iż nie mogła przygotować się do tej sceny jak prawdziwa aktorka. Ja jednak chciałem ukazać jej ludzką reakcję, nie aktorską.
Ekscentryczny pomysł reżysera został już mocno skrytykowany przez Hollywood. Celebryci tacy jak Chris Evans, Jessica Chastain czy Evan Rachel Wood wyrazili swoje obrzydzenie na Twitterze:
To łamie mi serce. Obaj muszą być chorymi indywiduami jeśli uważają, że to było ok - napisała Wood.
Powinni trafić do więzienia - pisze Chris Evans.
Po zakończeniu zdjęć, Maria Schneider musiała odbyć kurację w szpitalu psychiatrycznym. Zmarła pięć lat temu w Paryżu w wieku 58 lat. Na kilka lat przed śmiercią wyznała, że czuła się "trochę zgwałcona":
Byłam wściekła. Powinnam była zadzwonić wtedy do mojego agenta, ponieważ nie można zmusić kogoś do robienia czegoś, czego nie ma w scenariuszu, ale ja tego wtedy nie wiedziałam. Marlon nie przeprosił mnie po wszystkim. Czułam się upokorzona i trochę zgwałcona.
Czy dziś ktokolwiek jeszcze jest w stanie wytłumaczyć pomysł Brando i Bertolucciego działaniem "dla dobra sztuki"?