Od wczoraj w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie rozgrywa się dramat 8-letniego Mateusza. Chłopiec jest w bardzo ciężkim stanie - jego mózg obumarł i lekarze nie dają mu szans na przeżycie. Mimo, że 8-letni Mateusz umiera w szpitalu, jego mama nie może być przy jego łóżku, bo... zabronił tego personel placówki.
Chłopiec został przetransportowany do placówki śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego w poniedziałek. Od tamtej pory przebywa na Oddziale Intensywnej Terapii, ale jego mama, pani Anna, mogła odwiedzać go jedynie w oficjalnych godzinach odwiedzin. Kobiet została wyproszona z oddziału i spędziła noc w samochodzie zaparkowanym pod szpitalem, w którym umiera jej dziecko.
Sprawę nagłośniły lokalne media oraz Paulina Szubińska-Gryz z Grupy Neuroblastoma Polska, która zajmuje się dziećmi z chorobami nowotworowymi. Kobieta opublikowała na Facebooku emocjonalny wpis:
MATKA ZOSTAŁA WYPROSZONA!!! Będziecie się smażyć w piekle! Na jednym z Oddziałów Intensywnej Terapii w Lublinie w tej chwili odchodzi dziecko.... Może nie dożyć jutra, bo jego stan pogarsza się z minuty na minutę.... - napisała Szubińska-Gryz.
Te wyzute z uczuć wyższych bydlęta, bo inaczej nie da się tego nazwać, za 20 min karzą matce opuścić oddział i wrócić jutro w południe! A jak już nie będzie do kogo, ani do czego.... To dziecko i matka mają tylko siebie.... I to dziecko ma kurwa umierać w samotności, bo w Polsce panują PRLowskie "przepisy sanitarne"! Co za skurwysyństwo! Nie podaruję jak wyproszą tę matkę!
Personel szpitala wyprosił z oddziału matkę umierającego chłopca, tłumacząc się "regulaminem". Matka Mateusza usłyszała nawet od lekarki, że "nie może tak podchodzić" do stanu swojego dziecka:
Podobno odwiedziny są od 12 do 18. We wtorek wpuścili nas o 13:30, no ale pani doktor powiedziała, że możemy zostać do 19. Później nam przedłużyła do 20. Poszłam do niej, już było po 20. Pielęgniarki nas nie wypraszały, więc pomyślałam pójdę i zapytam się. I ona mówi do mnie, że i tak już nam przedłużyła, że dłużej nie można - relacjonuje pani Anna w rozmowie z portalem lublin112. Wyjaśniła mi, że tutaj jest ileś tam dzieci. Ja mówię, no dobrze są dzieci, ale może mojemu dziecku zostało parę godzin życia. Nie może tak pani do tego podchodzić, odparła do mnie pani doktor i dodała, że mają swój regulamin.
To ja mówię, no dobrze, ale ja mam pismo od rzecznika praw pacjenta. Ale niech mnie pani nie stawia w tak niezręcznej sytuacji, odparła pani doktor. My tu nie chcemy łamać swojego regulaminu. Tutaj też są inne dzieci. Ja mówię dobrze tutaj są inne dzieci, ale one nie mają zagrożenia życia, a moje dziecko umiera i chciałabym być przy nim. Ona odrzekła, że w tej chwili nic się z nim nie dzieje. Pytam więc, czy mi pani zagwarantuje, że on dożyje do jutra? Nie tego nie mogę pani zagwarantować, powiedziała pani doktor. Mama innego dziecka ją zawołała i na tym się zakończyła rozmowa - dodaje.
W efekcie kobieta spędziła noc w aucie. Towarzyszyli jej narzeczony i pies. Personel szpitala wypraszał także dziennikarzy a dyżurujący lekarze nie chcieli rozmawiać z przedstawicielami Fundacji Równi Wśród Równych. Dopiero wczoraj dyrekcja placówki wystosowała oświadczenie, w którym oznajmiła, że matka umierającego chłopca została wyproszona z oddziału ze względu na dobro syna i innych dzieci. Może przebywać na oddziale od 12:00 do 18:00, "o ile przy innych pacjentach nie są wykonywane nieprzewidziane procedury medyczne ratujące życie".
W sprawę umierającego Mateusza zaangażował się także Rzecznik Praw Pacjenta. Gdy sprawę nagłośniły media, dyrekcja szpitala poszła na ustępstwa i zgodziła się, by matka chłopca nocowała w placówce. Ma do dyspozycji fotele i sofy.