Upolitycznienie instytucji samorządowych różnego szczebla po przejęciu większościowej władzy przez Prawa i Sprawiedliwości nikogo już nie dziwi, ale powszechne okazywanie lojalności rządzącej partii często przyjmuje groteskowe formy. Tak jak w przypadku napisu na szkolnej toalecie "Andrzej Dupa", co skończyło się przesłuchaniami uczniów, analizami grafologicznymi na podstawie skonfiskowanych zeszytów oraz... powiadomieniem prokuratury.
Niestety, w bardzo zróżnicowanej światopoglądowo grupie nauczycieli - od czasu ogłoszenia reformy szkolnictwa coraz bardziej przeciwnej PiS-owi - powróciło też donosicielstwo o podłożu politycznym. Dobrze widzą o tym nauczycielki z Zespołu Szkół Specjalnych w Zabrzu, które postawiono przed sądem dyscyplinarnym za... założenie czarnych koszulek do pracy.
Zobacz: Nauczycielka sądzona za "Czarny Protest" została uniewinniona! "Boimy się, że stracimy pracę"
Nawet niezwiązani z buddyzmem internauci często powtarzają, że karma powraca. Tak stało się w przypadku Rafała S., nauczyciela najmłodszych klas, który doniósł na dziesięć koleżanek z zabrzańskiej szkoły. Nie spodobało mu się to, że w ramach solidarności z kobietami 3 października założyły czarne stroje i opublikowały na Facebooku zdjęcie, jakie zrobiły sobie w szkole.
Rafał S. skomentował zaangażowanie koleżanek na Facebooku, przezywając je "żeńskim komandem", a ogólnopolską manifestację kobiet - "ciemnym protestem". To nie zaspokoiło jego potrzeby sprawiedliwości, poczuł satysfakcję dopiero, gdy złożył w Śląskim Kuratorium Oświaty doniesienie, że jego współpracownice "uchybiły godności zawodu nauczyciela". Dziesięć nauczycielek w końcu uniewinniono, ale kurator nie był już tak łaskawy dla... Rafała S., przeciwko któremu toczyło się osobne postępowanie dyscyplinarne!
Jak poinformował TVN24, donosiciel od kilku lat miał problemy z prawem, a dwa lata temu sąd w Zabrzu skazał go prawomocnym wyrokiem za przywłaszczenie sobie mienia wartego 13 tysięcy złotych. Wśród skradzionych rzeczy była m.in. brama aluminiowa. Nauczyciel postanowił nie informować o tym swoich przełożonych w szkole. Jak informuje Wprost dyrektorka dowiedziała się o tym dopiero na początku marca.
Reakcja dyrekcji była zdecydowana. Powołując się na zapisy Karty Nauczyciela, że umowę o pracę można rozwiązać w przypadku "prawomocnego skazania za umyślne przestępstwo", wyrzuciła go ze szkoły. Na wypadek gdyby szukał pracy w kolejnej placówce, złożyła wniosek do Kuratorium o postępowanie dyscyplinarne w związku z zarzutami, że nie wywiązywał się też z obowiązków zawodowych.
Rafał S. odwołał się od decyzji dyrektorki, sprawę rozpatruje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Czy minister Anna Zalewska nagrodzi go za bronienie PiS-u przed nauczycielkami?