Media niepokojąco często zmuszone są nagłaśniać przypadki, w których tak zwane "zakłady opieki" pobierające pieniądze za zajmowanie się chorymi i niedołężnymi starszymi ludźmi okazują się być - delikatnie mówiąc - nieprofesjonalne. O sytuacjach, w których pacjenci takich placówek są okradani z pieniędzy i godności mówi się na tyle często, że aż trudno uwierzyć, iż wciąż zdarzają się bezduszni ludzie obojętni na cierpienie swoich podopiecznych.
Jedną z podobnych historii opisuje post profesora Witolda Jacórzyńskiego, od ponad 20 lat mieszkającego w Meksyku antropologa i filozofa, który postanowił podzielić się wstrząsającą refleksją i doświadczeniem ze swojego życia.
Matka mężczyzny przebywała w jednym z podwarszawskich zakładów opiekuńczych. Do "Millenium" w Siennicy wybrał się, by odwiedzić kobietę w ostatnich dniach jej życia. To, czego był świadkiem, stało się dla niego i jego matki prawdziwą traumą.
Jacórzyński dowiedział się od pracowników zakładu, że choć jest synem kobiety, nie może towarzyszyć jej w ostatnich chwilach.
Proszę natychmiast opuścić zakład albo pana wyprowadzą! Nie wolno tu panu więcej przychodzić! - usłyszał. Miało to wynikać z faktu, że umowę z placówką podpisywała siostra mężczyzny.
Syn kobiety dowiedział się, że będzie mógł odwiedzać matkę wyłącznie w obecności swojej siostry. Gdy przyjechał do mamy, ta konała z pragnienia. Nie miała podłączonej kroplówki.
Proszę pani, myślę, że moja mama nie żyje - powiedział do pielęgniarki.
Pielęgniarka spojrzała na niego i powiedziała: No, właśnie. Nie żyje.
Całą rentę nam zabierają. Zostawiają tylko 30 złotych, ale ja palę dużo, szczególnie w nocy. Nie mogę spać - usłyszał mężczyzna od pana Zbyszka, jednego z pensjonariuszy zakładu.
Jacórzyński w poruszający sposób opisuje chwile spędzone w "Millenium". Nie pokazują one placówki w dobrym świetle:
Funkcjonariuszka w kitlu pokazuje mi pokój, gdzie leżysz. I te Twoje słowa, kiedy mnie dostrzegasz: "Boże, Boże, Boże…". Poznałaś mnie. Tak, jestem, ale Ciebie już prawie nie ma. Umierasz. Całuję Twoje ciepłe czoło. Do pokoju wchodzi posuwistym krokiem współlokatorka, pani Gienia. Ciągnie po podłodze cewnik. "Proszę pana, proszę pana, niech mnie pan weźmie" - szepcze. To wszystko nie może być prawdą, myślę.
Przywieziono pańską matkę w ciężkim stanie już ze szpitala - tłumaczyła pielęgniarka z Millenium. A teraz chudnie, chociaż je. Podejrzewam, że rozwija się jakiś nowotwór. Ale my tu nie mamy diagnostyki. Więc jeśli chcecie coś diagnozować, to na własny koszt.
Wstrząsający wpis niecałą dobę temu zamieścił na swoim profilu na Facebooku Andrzej Saramonowicz. Post scenarzysty Testosteronu i Lejdis do tej pory udostępniono ponad 3,6 tysiąca (!) razy. Zakład opieki Millenium jak na razie nie komentuje sprawy.