Sprawą zagadkowej śmierci Magdaleny Żuk od dwóch tygodni żyje cała Polska. O samotnej podróży młodej, pięknej kobiety do Egiptu, a następnie jej rzekomym samobójstwie w jednym ze szpitali, po serii dziwnych zachowań wypowiedzieli się już niemal wszyscy eksperci z dziedziny kryminologii, politycy, publicyści, jasnowidz, a ostatnio nawet ksiądz.
Nic dziwnego, że temat tak mocno rozgrzewa wyobraźnię - jest w nim bowiem wiele sprzecznych informacji oraz zupełnie nielogicznych faktów, a to wszystko z budzącym co najmniej mieszane uczucia państwem arabskim w tle.
Do serii wykluczających się doniesień doszło właśnie kolejne. Jak słusznie zwracają uwagę rodzice Magdaleny w rozmowie z Faktem, utrzymywano, że Polka trafiła do szpitala w Hurghadzie nieprzytomna, tymczasem na nagraniu z monitoringu widać, że przywieziona kobieta rusza rękami i trzyma się za twarz lub głowę. Albo więc na nagraniach jest ktoś inny, albo personel nie mówił prawdy.
Utwierdzali mnie w przekonaniu przez telefon, że wszystko z nią wszystko jest w porządku. Tylko że jak pojechała pierwszy raz z tego lotniska, co ją nie puścili, w tym szpitalu stała się jej krzywda. Później oglądaliśmy zdjęcia jak do tego drugiego szpitala, no to ręce miała związane i miała rękę na twarzy, a opisali, że ona dotarła do szpitala nieprzytomna, z poważnymi obrażeniami - wspomina ojciec Magdy. Później jak ją wiozą po korytarzu w środku też było widać, że ma rękę na czole i coś kojarzy. Oni sami na siebie bata kręcą, bo nikt nie uwierzy w to, że ona była nieprzytomna. A ten rezydent i lekarz mówili że była nieprzytomna, co jest nieprawdą.
Mama dziewczyny po raz kolejny zaznaczyła, że całkowicie wyklucza wersję, jakoby Magda mogła targnąć się na swoje życie.
Magda na Wielkiejnocy podawała dziecko do chrztu, była chrzestną, byliśmy razem na przyjęciu w Zgorzelcu, a dzień później była u nas. Była normalną, zdrową, wesołą, radosną kobietą, miała plany. Nie róbcie z mojego dziecka wariatki, to była bardzo mądra, wykształcona i ułożona dziewczyna - apeluje pani Elżbieta. Proszę błagam, nie opowiadajcie takich strasznych głupot na temat mojego dziecka.
Jednocześnie kobieta podkreśla, że żadna z powołanych do tego instytucji początkowo nie przejęła się sprawą, a po śmierci Magdaleny nikt nie spieszył się z pomocą. Nic dziwnego, że matka ofiary jest tak wdzięczna Krzysztofowi Rutkowskiemu - który choć jedynie dla własnej promocji - to jednak okazał zainteresowanie pogrążonej w rozpaczy rodzinie.
Rutkowski nam pomógł, załatwił nam prawników. Poza nim nikt nam nie pomógł - żali się pani Żuk. Gdy Magda się znalazła w szpitalu byliśmy pewni, że tam jest bezpieczna. Dlaczego ambasada nie pojechała zobaczyć co się z nią dzieje? Może wtedy, gdyby ją odizolowali od tego środowiska, moje dziecko by żyło i byłoby tutaj z nami?
Ktoś tutaj tak maczał palce, że to jest aż niemożliwością - dodaje z niedowierzaniem Tadeusz Żuk.
Załamani rodzice nie mogą też pochować swojego dziecka, bo ciało nie wróciło jeszcze do kraju.
Nie wiemy kiedy wróci do nas nie możemy się doczekać kiedy jej ciało wróci w końcu do Polski - mówią.
Oficjalnie wiadomo, że trwa załatwianie wszelkich formalności związanych z transportem ciała do Polski. Niestety państwo Żuk na pochówek córki będą musieli jeszcze poczekać, gdyż zadecydowano, że w pierwszej kolejności po sprowadzeniu zwłok zostaną one poddane ponownej sekcji.