Choć od śmierci księżnej Diany minęło już 20 lat, media nadal rozpamiętują burzliwe historie z jej życia oraz okoliczności wypadku, w którym zginęła. 31 sierpnia 1997 roku w Paryżu Lady Di tuż po północy jechała Mercedesem S280 wraz ze swoim kochankiem, arabskim milionerem Dodim Al-Fayedem. Samochód wiozący księżną uciekał przed paparazzi, aż w pewnym momencie uderzył w filar tunelu Alma. Księżna zmarła nad ranem w szpitalu w wyniku rozległych obrażeń wewnętrznych. Kilka dni temu w brytyjskich mediach pojawiły się szokujące doniesienia na temat rzekomych przyczyn tego zdarzenia.
Według nich wypadek samochodowy w paryskim tunelu był efektem zaplanowanych działań rodziny królewskiej oraz... agentów specjalnych. O wszystkim poinformować miał niejaki John Hopkins, emerytowany agent MI5. Źródła podawały, że 80-latek jest śmiertelnie chory i tuż przed śmiercią postanowił wyznać prawdę. Mężczyzna miał rzekomo przyznać się jeszcze do 22 innych zabójstw na zlecenie w latach 1973-1999, przy czym Diana miała być jedyną kobietą w tym "zestawieniu". Najbardziej szokującą częścią tej historii jest jednak informacja, że agent przeprowadził całą akcję na zlecenie rodziny królewskiej. Ponoć brytyjscy arystokraci obawiali się skandalu związanego z rozwodem księcia Karola do tego stopnia, że woleli uśmiercić księżną, niż pozwolić jej okryć ich hańbą.
Była jedynym celem, który został wyznaczony bezpośrednio przez rodzinę królewską - miał powiedzieć Hopkins.
Doniesienia te wstrząsnęły opinią publiczną i wywołały burzę w Internecie. Na szczęście szybko okazało się, że informacja wypłynęła z serwisu tapnewswire.com, który zamieszcza na swoich stronach tzw. "fake newsy". To nie pierwszy raz kiedy ktoś postanowił zarobić na tragicznej śmierci Diany. Nawet jej osobisty ochroniarz wydał swego czasu książkę (!), w której opisał szczegóły swoje pracy dla księżnej oraz okoliczności jej wypadku.