Założyciel Snapchata, Evan Spiegel, często porównywany jest do twórcy Facebooka, Marka Zuckerberga, który w bardzo młodym wieku dorobił się gigantycznej fortuny. Pomysł Spiegela na sukces także opiera się na potrzebie utrzymywania stałego, wirtualnego kontaktu z siecią znajomych, z tą różnicą, że prezentowane na Facebooku treści pozostają na profilu użytkownika, o ile ten sam nie zdecyduje się ich usunąć. W przypadku Snapchata publikowane zdjęcia i filmiki bezpowrotnie znikają po jednej dobie. Taka forma komunikowania się ze światem bardzo spodobała się zwłaszcza młodszym użytkownikom, których jest już 160 milionów.
Cztery miesiące temu Spiegel, prywatnie mąż Mirandy Kerr, poszedł o krok dalej i zadebiutował ze swoim biznesem na giełdzie. Początkowo akcje rosły w zawrotnym tempie, zyskując dochód w postaci 3,4 miliarda dolarów (!).
Przy cenie akcji za 24 dolary firma osiągnęła wartość 34 miliardów dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile razem warte są trzy największe spółki z warszawskiej giełdy: PKO BP, Pekao i paliwowy koncern PKN Orlen. Dla inwestorów nie miało znaczenia, że firma nie zarabia na aplikacji, ani też nie gwarantuje rentowności. Zyski sięgnęły aż 70 procent, aż... w pewnym momencie zaczęły drastycznie spadać. Ceny akcji zmalały do zaledwie 15,23 dolara za sztukę, a inwestorzy stracili gigantyczne pieniądze.
To mocny cios dla Spiegela, który jako udziałowiec sam stracił około trzy miliardy. Każde kolejne wahania kursu pociągną za sobą kolejne tragiczne skutki finansowe. Jak podaje serwis Money.pl, "wystarczy, że spadnie o pięć dolarów i będzie kolejny miliard do tyłu". Recz w tym, że tendencja spadkowa się utrzymuje i zaledwie w tym tygodniu ceny akcji spadły o kolejne dziesięć procent. Prognozy analityków niestety nie napawają optymizmem - ich zdaniem akcje już nigdy nie osiągną wcześniejszych wartości.
Z takiego stanu rzeczy z pewnością ucieszy się rywal 27-latka, Mark Zuckerberg, który już w 2013 roku próbował przejąć Snapchata z trzy miliardy dolarów, jednak spotkał się z odmową Spiegela. W odwecie Mark wykupił Instagram i stworzył na nim warunki bardzo podobne jak na Snapchacie, tzw. InstaStories, których funkcje polegają dokładnie na pomyśle Evana - oferują słynne filtry "z uszami" i znikające posty, które cieszą się dużą popularnością. Ponadto Zuckerberg posiadając dwie potęgi mediów społecznościowych w postaci Facebooka i Instagrama jest znacznie atrakcyjniejszym partnerem dla inwestorów, ponieważ skupia nieporównywalnie większą grupę użytkowników. Liczba fanów InstaStories dynamicznie rośnie i wynosi już 250 milionów, zaś cały Instagram gromadzi aż 700 milionów ludzi. W tej sytuacji Snapchat, który dodatkowo każe sobie płacić za usługi dostępne u Zuckerberga za darmo, jest na przegranej pozycji.
Wydaje się, że sukces Evana Spiegela powoli odchodzi w niebyt, zupełnie jak znikające obrazki z jego aplikacji.