Odkąd Emmanuel Macron wygrał wyścig o fotel prezydenta Francji, jego żona, Brigitte, znalazła się pod lupą mediów na całym świecie. Pierwsza Dama zwraca uwagę nie tylko elegancją i otwartością, ale przede wszystkim wiekiem - jest bowiem starsza od swojego męża aż o 24 lata. Od miesięcy dziennikarze zabiegali o wywiad z prezydentową, jednak dopiero teraz zgodziła się go udzielić magazynowi Elle.
Brigitte odniosła się w nim oczywiście do różnicy wieku, dzielącej ją z mężem. Twierdzi, że nigdy wcześniej nie interesowała się młodszymi mężczyznami, a na co dzień wiek nie jest w jej małżeństwie problemem.
Jedyną wadą Emmanuela jest to, że jest młodszy! Często żartujemy o tym między sobą, ale w ogóle nie zwracamy uwagi na różnicę wieku - zapewnia prezydentowa. Młodsi mężczyźni nigdy mnie nie pociągali, nawet nie otarłam się o taki związek.
Macron ujawnia też, że wcale nie była nauczycielką swojego męża, jak twierdzą media i on sam. "Opiekowała" się nim jedynie w trakcie zajęć teatralnych.
Emmanuel nie był w mojej klasie: nawiedzony głupek, który mówi, że czytałam jego wiersze i prace domowe, opowiada kłamstwa (...) Łączyły nas wyłącznie relacje artystyczne. Zmieniły się podczas pracy nas sztuką Eduardo de Filippo "L'Art de la comèdie". Spotykaliśmy się co drugi piątek wieczorem, a ja już od soboty czekałam na kolejny piątek - wspomina 64-latka. Nie rozumiałam, dlaczego. Wydawało się to całkowicie bezsensowne.
Brigitte twierdzi, że chciała uciąć relację z młodym chłopakiem, gdyż wydawała jej się ona niestosowna.
Tak, to ja powiedziałam Emmanuelowi, żeby wyjechał i ostatnią klasę ukończył w Paryżu. Uważałam, że tak będzie lepiej dla niego - tłumaczy.
Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że kobieta była zamężna i miała trójkę dzieci. Macron ostatecznie posłuchał jej rady i wyjechał do Paryża, jednak nadal do niej wydzwaniał przekonując, że kiedyś zostanie jego żoną. W 2007 roku Brigitte podjęła w końcu decyzję o rozwodzie z mężem i kilka miesięcy później wyszła za Emmanuela.
Macron twierdzi, że bycie żoną prezydenta jednego z najważniejszych państw na świecie nie zmieniło wiele w jej postrzeganiu siebie. Ponoć nie lubi nawet określenia "Pierwsza Dama".
Nie czuję się pierwszą damą, to zresztą tłumaczenie amerykańskiego tytułu, parafraza, w której nic mi się nie podoba. Kiedy ją słyszę w odniesieniu do siebie, zawsze mam ochotę się rozejrzeć: o kim oni mówią? Nie czuję się ani pierwszą, ani ostatnią, ani damą. Jestem Brigitte Macron! Do Melanii Trump też mówię po imieniu - zapewnia, podkreślając, że darzy Pierwszą Damę Stanów Zjednoczonych sympatią i szacunkiem.
To kobieta, która bardzo troszczy się o edukację, o to, by coś robić i robić to dobrze. Jest wzruszająca - twierdzi Brigitte.
Wiele zainteresowania budzi też styl prezydentowej. Ona sama przyznaje, że bardzo dba o siebie i wygląd.
Jestem bardzo wyczulona na modę. W świecie istnieje określony wizerunek Francuzki. Zawsze zwracam uwagę na swój wygląd, spytajcie moje córki albo uczniów! Nigdy nie wyszłam z domu nieuczesana, muszę być odpowiednio ubrana, po prostu nie potrafię inaczej - tłumaczy.
Macron pochwaliła się, że przyjaźni się z dyrektorem kreatywnym Lous Vuitton i Karlem Lagerfeldem.
Noszę też ubrania innych projektantów mody, uwielbiam Oliviera Rousteinga, Alexandre'a Vauthiera. Bardzo też lubię Azzedine’a Alaïę, ale jego spódnice są krótkie! Nosiłam mini, jak byłam młodsza. Chowało się je w torbie przed wyjściem z domu... Pod spód wkładało się krótkie reformy, bo w nich tańczyło się rocka - wspomina Pierwsza Dama.
**Polsko-francuski zgrzyt. Co o nim sądzą Francuzi żyjący w Polsce?
**