Anna Lewandowska, która bardzo nie lubi, gdy wypomina się jej, że przed ślubem z Robertem była zawodniczką mało popularnej dyscypliny i mało kto pamięta nawet jej panieńskie nazwisko, obecnie posługuje się wieloma tytułami. W najnowszym wywiadzie dla Gali skromnie wymienia niektóre z nich. Nawet nie dodała, że jest także ambasadorką Calzedonii.
Jestem przede wszystkim trenerką, dietetykiem, coachem, prowadzę swój biznes - przypomina Lewandowska w rozmowie z Anną Zajdler-Ibisz. Po prostu z mojego słownika wyeliminowałam słowo "zmęczenie". Wszystko jest kwestią nastawienia. Tak naprawdę jednak to mój mały boss decyduje, ile mogę przeznaczyć na coś czasu. Wszystko kręci się wokół Klarci. Cieszę się ze wszystkiego: z mojej ostatniej książki "Healthy mama", z płyty z treningami dla ciężarnych kobiet, którą nagrywałam w siódmym miesiącu ciąży, z obozów treningowych, które organizuję i prowadzę. Najbardziej z urodzenia córeczki. To tak jest, że gdy sportowiec osiągnie jeden sukces, to chciałby mieć kolejny i coraz wyżej podnosi sobie poprzeczkę. Za 10 lat chciałabym być szczęśliwą mamą dwójki, trójki dzieci.
Na szczęście pięciomiesięczna córka Lewandowskich jest idealnym dzieckiem, wprost aniołkiem, bo jak wyjaśnia Ania, jej osobowość ukształtowała się jeszcze w życiu płodowym.
Jestem bardzo pozytywnie nastawiona. W ciąży nic nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, dlatego moje dziecko też jest spokojne i dobrze śpi - tłumaczy żona Roberta. Kiedy karmię piersią, to też staram się być spokojna. Do krytycznych uwag podchodzę z uśmiechem. Teraz, po urodzeniu dziecka czuję, że mam prawo do wszystkiego.
Lewandowska wyznaje, że do tego stopnia poluzowała sobie dyscyplinę dietetyczną, że zdarza jej się podjadać między posiłkami, a nawet zjeść coś kalorycznego lub z glutenem.
Jem daktyle na potęgę. Oblicz sobie kalorie. Potrafię zjeść opakowanie świeżych daktyli. Przyznam się, że od czasu gdy karmię, podjadam między posiłkami - zwierza się w wywiadzie. I kiedy dorwę się do gorzkiej czekolady, potrafię zjeść całą tabliczkę naraz. Każdy musi sobie pozwalać. Od czasu do czasu zjem jakieś ciacho albo bułeczkę.
Ciekawe, czy wtedy gdy leciała helikopterem na zakupy, też ją przycisnęła tęsknota za pieczywem. Wówczas Lewandowska zapewniała, że nie jada takich rzeczy.
Przypomnijmy: Lewandowska tłumaczy się z zakupów helikopterem: "NIE LECIAŁAM po bułki! Ja nie jem pieczywa!"