W piątek Magdalena Frąckowiak nagłośniła w Internecie incydent, do jakiego doszło w salonie jubilerskim mieszczącym się w warszawskim hotelu Sheraton. Pracownik sklepu Jubiler 24, promującego się jako czynny całą dobę, nie chciał obsłużyć modelki, a nawet, jak twierdzi ona sama, przemocą wyrzucił ją za drzwi.
Przy tej okazji Magda doznała bolesnych stłuczeń łokcia. Zdjęcie posiniaczonego ramienia zamieściła jako dowód prawdziwości swojej relacji.
Frąckowiak twierdzi, że pracownik sklepu, podający się za współwłaściela, a zdaniem Magdy będący po prostu "bydlęciem", wypchnął ją za drzwi sklepu, twierdząc, że nie ma dla niej czasu.
Zaczął zamykać mi przed nosem drzwi. Ja stałam w przejściu, więc aby drzwi zostały zamknięte, popchnął mnie siłą drzwiami - opisała na Instagramie. Uderzyłam się mocno łokciem o framugę. Wszystko wydarzyło się w ciągu pięciu minut. Ledwo wypowiedziałam słowa, że chciałabym na chwilę poprosić właścicielkę, to usłyszałam: "Nie słyszała pani? Nie mamy dla pani czasu" i poczułam straszny ból w łokciu, gdy zostałam popchnięta. Żenujące i prostackie zachowanie. Wstyd. Bydlę a nie mężczyzna. Cokolwiek bym zrobiła takie zachowanie jest skandaliczne.
Jej relacja podzieliła komentujących na tych, którzy uwierzyli w jej wersję oraz takich, którzy mają na ten temat przeciwne zdanie. Jedna z komentujących osób złożyła modelce "serdeczne" życzenia, by następnym razem miała posiniaczony nie łokieć, lecz twarz.
Tymczasem obsługa recepcji hotelu Sheraton po części potwierdza wersję wydarzeń, przedstawioną przez modelkę. Pracownicy recepcji wspominają, że prosiła ich nawet o interwencję, jednak nie mogli nic w tej sprawie zrobić.
Tak, na pewno taka sytuacja miała miejsce w piątek. Byliśmy we dwoje na zmianie i rzeczywiście możemy potwierdzić to, co się wydarzyło - ujawnia recepcjonistka w rozmowie z Wirtualną Polską. Niestety nie byłam świadkiem całego zajścia, bo pracowałam tutaj na recepcji. Nie widziałam, jak to wyglądało od początku, ale wiem o tym zdarzeniu, bo pani Magdalena Frąckowiak podchodziła do nas do recepcji i prosiła o interwencję. Ale wie pani, my wynajmujemy tylko powierzchnię tym osobom, więc hotel jako taki nie jest stroną w tym wszystkim.
Obiecała także, że menedżer hotelu od PR wyda oficjalny komunikat w tej sprawie, ale dopiero w poniedziałek.
Jeśli chodzi o salon Jubiler 24 to aktualnie jest zamknięty na głucho. Obsługa hotelu twierdzi, że od piątku nie pojawił się tam żaden z właścicieli.
Tę panią tak czy siak jest bardzo ciężko złapać. Ona zazwyczaj pokazuje się, jeśli ma faktycznie jakieś zamówienia przygotowane dla gości. Prędzej dostępna jest w tygodniu - ujawnia recepcjonistka hotelu.
Jak się okazało, nie odbiera także telefonu, ani nie odpowiada na maile. Tymczasem Frąckowiak grozi policją i sądem. Nie wiadomo jednak, czy już zgłosiła sprawę, bo rzecznik prasowy Komendanta Rejonowego Policji Warszawa Śródmieście wypowie się w tej sprawie w poniedziałek.