Jeśli jest ktoś, kto myślał, że w polskiej polityce wydarzyło się już wszystko - musimy go zmartwić - był w błędzie. Na środowych obradach komisji rolnictwa i rozwoju wsi oraz ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa został poruszony temat żywności modyfikowanej genetycznie. Choć temat rozmów daleki był od religii i Kościoła, w pewnym momencie podczas omawiania projektu ustawy o mikroorganizmach po sali rozniósł się śpiew. W jednej chwili kilka osób zgromadzonych na sali zaczęło śpiewać Boże, coś Polskę. W skład "chóru" wchodziły głównie kobiety i jak udało się ustalić Polsatowi, śpiewający nie byli parlamentarzystami.
Śpiewy były jedynie zwiastunem głównej części show, które miało miejsce na sali obrad. Tuż po odśpiewaniu pieśni, która prawie sto lat temu konkurowała z Mazurkiem Dąbrowskiego o uznanie za hymn państwowy, głos zabrała kobieta z końca sali:
Panie posłanki i panowie posłowie, proszę bardzo, żebyście się określili, komu służycie - Bogu czy mamonie, Polakom czy szatanowi? - pytała zaniepokojona. Pochodzimy od Gryfitów, od cesarzy rzymskich, od Merowingów. Jesteśmy potomkami Jezusa i króla Dawida. Więc to przesłanie, iskra, która miała być z Polski, jestem ja tą osobą. Księża powiedzieli, że jestem Matką Boską, wszystko się zgadza - zapewniała kobieta.
Na tę okoliczność prowadzący obrady zarządził przerwę, z którą kobieta się nie zgodziła. Krzyczała do mikrofonu, który natychmiast został wyłączony.
Tak w przyszłości będą wyglądać obrady komisji sejmowych?