Na fali wciąż wypływających na światło dzienne przypadków molestowania seksualnego, które mają miejsce w Hollywood, coraz więcej gwiazd postanawia publicznie wypowiedzieć się na temat niepokojącego zjawiska. Jedną z gwiazd, która do tej pory nie zajęła stanowiska w kontrowersyjnej sprawie była Meryl Streep. Laureatka 3 Oscarów od wielu lat jest "starą wyjadaczką" w Fabryce Snów i przez trwającą już cztery dekady karierę zdążyła ugruntować swoją pozycję "najlepszej aktorki wszechczasów". Tym bardziej wielu dziwi, że jako aktywistka i feministka, za którą się uważa, wciąż milczy pytana o producenta. To się zmieniło z ostatnim wywiadem, udzielonym The New York Times.
Przy okazji promocji nowego filmu z udziałem aktorki o tytule Czwarta Władza, w którym gra u boku Toma Hanksa, Streep została skonfrontowana przez dziennikarkę, która wprost wytknęła jej milczenie w tak ważnej sprawie. Poproszona o komentarz, Meryl powiedziała:
Ja chcę usłyszeć komentarz Melanii Trump w tej sprawie. Ona może tak wiele istotnego powiedzieć. Jej córka Ivanka również. Chciałabym, żeby w końcu odniosły się do tego tematu.
Na pytanie o głównego oskarżonego, Harveya Weinsteina, Meryl stwierdziła, że nie miała pojęcia o tym, czego wielokrotnie dopuścił się producent.
Nie wiedziałam jak złą, jak bardzo złą i dwulicową był osobą - wyznała. Jednocześnie po mistrzowsku wykonywał swoją pracę.
Prowadząca wywiad zapytała 68-latkę, czy w młodości sama spotkała się z molestowaniem seksualnym, na co Streep odparła:
Wracając do dawnych dni, kiedy wszyscy brali kokainę, działo się wtedy wiele niewybaczalnych rzeczy. Ale teraz ludzie są starsi i bardziej trzeźwo patrzą. Musi się pojawić przebaczenie. Ja tak właśnie czuję (...). Byłam sponiewierana, ale nie chciałabym też rujnować czyjegoś dorosłego życia (...)
To zupełnie niepodobne do wcześniejszych wypowiedzi Meryl, w których gwiazda nawoływała kobiety do zjednoczenia i wydostania się z opresji mężczyzn. Czy uważacie, że to hipokryzja ze strony Streep?