Mija pięć lat odkąd Katarzyna Figura próbuje wyrwać się z toksycznego małżeństwa z Kaiem Schoenhalsem, którego własna matka uważa za niebezpiecznego psychopatę. Jednak chociaż polskie sądy z reguły nie mają oporów przeciwko powierzaniu opieki nad dziećmi matce, tym razem sędzia nabrał wątpliwości. Być może wynikają one stąd, że aktorka zamiast zacząć od zwierzenia się ze swoich problemów rodzinnych sądowi, zaczęła od wywiadu dla Vivy.
Jesienią 2009 roku wyznała na łamach tego magazynu, że mąż od dawna znęca się nad nią psychicznie i fizycznie, a także rzuca w córki butem. Przypomnijmy: Figura: "Byłam poniżana, upokarzana, BITA!"
Figura zgłosiła sprawę policji, miała też założoną Niebieską Kartę dla ofiar przemocy domowej. Mimo to podczas procesu tylko teściowa potwierdziła jej wersję wydarzeń. Mama Kaia, Dorothy Morton, która specjalnie przyjechała ze Stanów Zjednoczonych, by zeznawać na korzyść synowej, wyraziła przypuszczenie, że Schoenhals do tego stopnia zastraszył i zaszantażował świadków, że boją się ujawnić w sądzie prawdę. Jej zdaniem, syn jest do tego zdolny, bo nawet jej kilka razy groził śmiercią.
Tymczasem mąż Figury próbuje podważyć jej wiarygodność, przekonując w sądzie, że jest ona niepoczytalną wariatką, która wszystko sobie zmyśliła, więc tym bardziej nie należy powierzać jej opieki nad córkami. Pozwał ją też do sądu o naruszenie dóbr osobistych poprzez ujawnienie w mediach prawdy o ich małżeństwie.
Mimo to aktorka nie żałuje wywiadu sprzed sześciu lat. W najnowszym wywiadzie dla miesięcznika Pani wyraża nadzieję, że jej wyznania ośmieliły inne kobiety do buntu przeciwko domowym tyranom.
Nigdy tego nie żałowałam, widocznie w tamtym momencie taką czułam potrzebę. Tak naprawdę była to dla mnie jedyna droga, żebym mogła się uratować. Ale także misja - tłumaczy aktorka. Bo to wyznanie miało przecież aspekt społeczny. Jeżeli taka osoba jak ja, na temat której ludzie mają wyobrażenie, że żyje w strefie komfortu czy wręcz luksusie, doświadcza najgorszych upokorzeń, j**est na granicy życia i śmierc**i, to jej wyznanie daje innym odwagę, żeby zacząć walczyć o siebie. Wiele poniżanych, maltretowanych osób żyje w przerażeniu, lęku, że to się przydarzyło tylko im, że z jakiegoś nieznanego powodu same są sobie winne. Wierzę, że pomogłam komuś się uratować. Dziś jestem silną kobietą i chciałabym inne kobiety tą siłą zarażać.
Niestety, kolejne lata okazały się drogą przez mękę. Figura, chcąc uchronić siebie i dzieci przed zemstą ze strony męża, zmieniła zamki w drzwiach swojej willi na Saskiej Kępie. Schoenhals natychmiast złożył pozew w tej sprawie, oskarżając aktorkę, że nie pozwoliła mu zabrać z domu osobistych rzeczy. Sąd początkowo przychylił się do jego roszczeń i przyznał mu nieograniczony dostęp do nieruchomości, należącej do aktorki. Figura, która liczyła, że dzięki sprzedaży domu na Saskiej Kępie zyska pieniądze na kosztowny proces oraz utrzymanie rodziny przez kilka kolejnych lat, uciekła przed mężem do Trójmiasta i zatrudniła się w Gdyńskiej Szkole Filmowej. Nie miała zresztą innego wyjścia, bo propozycje od producentów nie napływały, zaś Schoenhals tylko czekał na okazję, by udowodnić w sądzie, że aktorka nie ma za co utrzymać dzieci.
Od tamtej pory przynajmniej na gruncie zawodowym trochę zmieniło się na lepsze. Od wyprowadzki z domu Figura zagrała w sześciu filmach, spore nadzieje wiąże też z nowym serialem TVN Za marzenia, który, jeśli zdobędzie publiczność, może stać się stałym źródłem utrzymania na kilka miesięcy, a jak dobrze pójdzie to i lat.
Niestety, to wszystko okazuje się kroplą w morzu potrzeb. Wieloletni proces sporo kosztuje. Figura przyznaje, że nie ma innego wyjścia jak tylko wyprzedawać majątek. Na szczęście sprawę z willą na Saskiej Kępie udało się już wyprostować.
Zaczęły się kłopoty finansowe. Martwiłam się, czy poradzę sobie finansowo. Wtedy wdrożyłam kolejny plan, czyli sprzedałam dom na Saskiej Kępie. Niedawno sprzedałyśmy też warszawskie mieszkanie mamy - ujawnia aktorka. Miałam różne domy na całym świecie, posiadałam je, wynajmowałam. Ostatnie lata nauczyły mnie, że nie należy się za bardzo przywiązywać do rzeczy. Niewiele przedmiotów potrzebujemy, a niestety w nie obrastamy... Chyba będę musiała urządzić jakąś wielką wyprzedaż, bo poza kilkoma rzeczami nie chcę wprowadzać ich do swojego obecnego życia. Kino absolutnie nie ma na mnie pomysłu. Przyjęłam to do wiadomości. Byłoby śmieszne, gdybym teraz bazowała na tym, że 30 lat temu zagrałam w "Kingsajz" i dlatego bardzo proszę na podstawie tego proponować mi dziś role. To już przeszłość. Nie ma we mnie żalu, rozpamiętywania.
Tymczasem Kai Schoenhals pod koniec zeszłego roku, chcąc przeciągnąć jeszcze bardziej sprawę rozwodową, złożył wniosek o zmianę sędziego. Najwyraźniej postanowił nie ominąć żadnego sposobu, by wyniszczyć finansowo własną rodzinę.
Myślicie, że uda im się kiedyś rozwieść?
_
_
_
_