Patryk Vega stał się na przestrzeni ostatnich lat jednym z najgłośniejszych polskich reżyserów. Wszystko dzięki serii filmów o Pitbullu, w których brutalny świat mafii został przedstawiony z ulubionej perspektywy fanów tego rodzaju kina - mamy tu dużo wulgaryzmów, nagości i znane nazwiska.
Reżyser ostatnimi czasy, ku zaskoczeniu wielu, stał się ulubieńcem TVP Info - zwłaszcza po tym, jak pojawił się w jednym z programów, opowiadając o swojej głębokiej wierze oraz antyaborcyjnej postawie. Przypomnijmy, w jaki sposób zaskarbił sobie sympatię widzów TVP i prawicowego elektoratu:
Wygląda jednak na to, że ciepła relacja Vegi i dziennikarzy TVP właśnie się skończyła. Opublikowali oni artykuł, w którym piszą o tym, jak Patryk Vega miał - na prośbę członków gangu - "układać" scenariusz filmu. Co więcej, Vega dość bezpośrednio mówi o tym w rozmowie z dziennikarzem.
To prawda. Generalnie przychyliłem się ku temu ze względu na to, że mam aspirację stworzyć najbardziej realistyczny film gangsterski w tym kraju. Nie można go deprecjonować - miał mówić portalowi tvp.info.
Dziennikarze postanowili sprawdzić, czy wpływy "Mokotowa" na film były tak realne, jak podejrzewali. W tym celu umówili się na spotkanie z tajemniczym gangsterem:
Rozumiem, że każdy reżyser ma prawo dobierać sobie takich ludzi, jakich chce. (...) nie było problemu, dopóki po jakimś czasie ktoś z produkcji powiedział, że „mokotowscy” nie chcą, abym zagrał. Stwierdzili, że jestem "sześćdziesiątką" i nie mogę mieć nic do czynienia z charakternymi bandytami. Dosyć żenująca historia - mówi mężczyzna.
Jak widać reżyser podszedł do sprawy "ambitnie". Na tyle, że miało mu się udawać spotykać z przestępcami w nie do końca "uczciwy" sposób.
Na początku jeden z gangsterów, już po książce 'Prawdziwe psy', miał pretensję, że policjanci przedstawili go w niewłaściwy i nieprawdziwy sposób - wspomina Vega. Na początku chciał się mścić i wytoczyć mi proces, ale po jakimś czasie się odezwał i stwierdził, że zamiast wojować, lepiej by było coś stworzyć. Wydało mi się to mało realne, ale on przysiadł w więzieniu i spisał na 330 stronach historię swego przestępczego życia. To był kapitalny materiał literacki. Opisał prawdziwe dialogi, używając także ogromnej ilości szczegółów. Udawałem się do niego na widzenia adwokackie".
Chciałbym wierzyć, że pan reżyser coś przeinaczył, bo inaczej oznaczałoby to złamanie wielu procedur - skomentował sprawę jeden z prokuratorów.
Według ustaleń dziennikarzy TVP, mężczyzną, z którym dogadywać miał się Vega był Oskar Z., który jest zamieszany w zabójstwo dwóch osób. Dla Vegi, jak wynika z publikacji dziennikarzy, liczyć miała się jego wiarygodność, która pomogła reżyserowi stworzyć scenariusz filmowy, a co za tym idzie - pogląd wielu osób na polską mafię. W końcu Vega podkreśla, że zależało mu na prawdziwości przekazu.
Na kontrowersyjny artykuł TVP Info w mocnym poście na Facebooku odpowiedział już Jarosław "Masa" Sokołowski:
Patryk Vega, moralna hybryda, która jedną decyzją opluła nie tylko swoich znajomych, być może przyjaciół, z policji, ale również zbrukała pamięć ofiar gangu mokotowskiego. Szczególnie pamięć po siedmioletniej dziewczynce, której zwłok do dziś nie odnaleziono - pisze "Masa".
Ale co mnie doświadczonego, byłego bandytę szokuje, to logiczno- werbalna oślizgłość Vegi. Reżyser szczyci się w wywiadach, że brał udział w policyjnych akcjach przeciwko kryminalistom. Podkreślał wielokrotnie swój szacunek dla stróżów prawa. Dorobił się fortuny na biletach, kupowanych przez rzeszę przyzwoitych i uczciwych Polaków. A dziś groteskowo tłumaczy, dlaczego chodzi na smyczy u ludzi, którzy mordowali kobiety czy dzieci. Podlizuje się zwyrodnialcom, bredząc o "kodeksie honorowym", który nie istnieje. Spełnia kaprysy gwałcicieli i pluje w twarz tym, którym obcinano palce. Za kilka fałszywych srebrników, udaje gitowca. Panie Vega! Jako dziennikarz i uczestnik policyjnych akcji jest pan dożywotnio frajerem i kapusiem. Nie ma znaczenia ile razy wyliże pan buty swoim rozmówcom w kryminale.