Niedługo minie ósma rocznica katastrofy smoleńskiej, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński z małżonką, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, czołowi politycy wszystkich ugrupowań, dowódcy Sił Zbrojnych, pracownicy Kancelarii Prezydenta, szefowie instytucji państwowych, duchowni, przedstawiciele organizacji kombatanckich i społecznych, funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu i załoga rządowego samolotu TU-154. W katastrofie tragiczną śmierć poniósł mąż Joanny Racewicz, szef ochrony prezydenta Kaczyńskiego, Paweł Janeczek. Osierocił dwuletniego wówczas syna, Igora.
Po jego śmierci owdowiała dziennikarka pogrążyła się w wieloletniej żałobie i wydawało się, że jednym celem w jej życiu jest wychowanie syna w taki sposób, jak życzyłby sobie jej zmarły mąż. U boku Racewicz od czasu do czasu pojawiają się mężczyźni, jednak żaden z nich nie zagościł w jej życiu na dłużej.
Za to, jak sugeruje dziennikarka, chętniej niż nowy związek mogłaby rozważyć powtórne macierzyństwo. Raz już była tego bliska.
Miałam taką sytuację w domu dziecka - wspomina w rozmowie z Plejadą. Kiedy robiłam reporterski materiał o domach małego dziecka, takie maleństwo - 2,5, może niespełna 3-letnie, chłopczyk, nie zapomnę go nigdy, siedział mi na kolanach i nie pozwolił swojej opiekunce zabrać się po tym .
Chociaż jednak dziennikarka zdążyła podjąć spontaniczną decyzję o adopcji, to okazało się, że na przeszkodzie stoją względy formalne.
Pamiętałam tę twarz bardzo długo. Chodziła mi po głowie adopcja, ale okazało się, że to dziecko nie ma uregulowanej sytuacji prawnej - przyznaje z żalem dziennikarka. Ani mama, ani tata nie zrzekli się praw rodzicielskich.