Gdy ponad 10 lat Kinga Rusin i Tomasz Lis ogłosili swoje rozstanie, było to jednym z największych towarzyskich skandali w polskim show biznesie. Szybko okazało się, że dziennikarz pocieszenie znalazł w ramionach Hanny Smoktunowicz, ówczesnej najlepszej przyjaciółki swojej żony, która była nawet świadkiem na ich ślubie.
Rozstanie kosztowało Rusin wiele nerwów, ale ostatecznie wyszło jej chyba na dobre: szybko otrząsnęła się po rozwodzie i skupiła na wychowywanie dwóch córek, Poli i Igi, a także budowaniu swojej pozycji w TVN-ie, w którym jest dzisiaj jedną z największych gwiazd.
Kinia, skora do zwierzeń w "szczerych wywiadach", długo jednak odmawiała komentowania swojego rozwodu, jego przyczyn i obecnej relacji z byłym mężem i jego nową żoną. Dopiero niedawno dziennikarka zaczęła powoli otwierać się na ten temat. W niedawnym wywiadzie dla Flesza Rusin zachwalała pod niebiosa swojego partena w biznesie i w życiu, Marka Kujawę.
Gdyby nie jego determinacja, wiara i umiejętności, nie zbudowalibyśmy firmy od nowa - piała Kinga. Po tym, jak rozstałam się ze wspólniczką, czułam się oszukana, mówiłam "nie dam rady". Ale Marek mnie przekonał i wszystko perfekcyjnie zaplanował. I tak dwa lata temu zdecydowaliśmy się na mocne biznesowe uderzenie.
Zachęceni wyznaniami Kingi dziennikarze zaczęli wypytywać 46-latkę o jej plany matrymonialne, na co gwiazda Dzień Dobry TVN zareagowała oburzeniem.
Co to za obsesja z tym ślubem?! - grzmiała. Nie rozumiem tego. Już miałam jeden ślub. Czy to coś zmieniło na lepsze, zadecydowało o moim szczęściu? Nie. Nad drugim się w ogóle nie zastanawiam. Mam mnóstwo innych rzeczy do zrobienia.