Maryla Rodowicz ma za sobą barwną przeszłość. W szczytowym okresie kariery jej romansami żyła cała Polska. Związek piosenkarki z Andrzejem Jaroszewiczem nadal uchodzi za jeden z największych skandali PRL-u. Jaroszewicz, syn ówczesnego premiera, nazywany "czerwonym księciem" i "największym playboyem PRL-u" oraz Maryla Rodowicz, jedna z największych i najbardziej ekscentrycznych gwiazd tamtych czasów budzili w Polakach emocje zbliżone do tych, jakie dziś wzbudzają Beyonce i Jay Z.
Legendę największego romansu czasów socjalistycznych podtrzymywała zresztą sama Maryla. Nie tylko nie prostowała różnych szalonych plotek, jak ta, że Jaroszewicz obsypywał ją, w sensie dosłownym, kwiatami albo że wynajął samolot, by napisać na niebie, że ją kocha, ale nawet sama je podsycała.
Nie jest tajemnicą, że Rodowicz wykorzystywała swoją uprzywilejowana pozycję gwiazdy, by załatwiać różne sprawy z wysoko postawionymi komunistami. Żona Czesława Kiszczaka ujawniła w wywiadzie, że piosenkarka kokietowała jej męża, by ułatwił jej zagraniczne wyjazdy.
Jednocześnie Maryla lubi podkreślać, że, mimo swoich znajomości w kręgach wpływowych komunistów, nie była oderwana od rzeczywistości i borykała się z takimi samymi problemami jak wszyscy.
W rozmowie z Faktem wspomina, że w latach 80. gdy była żoną Krzysztofa Jasińskiego, zaznała smaku biedy. Bogaci ludzie, jeżdżący na "shopping" do Londynu, lubią się chwalić swoją heroiczną przeszłością. Jolanta Kwaśniewska wyznała nawet w wywiadzie, że bieda zmusiła ją do żywienia się, wraz z całą rodziną, owocami morza.
Maryli też, jak się okazuje, nie było łatwo.
Nie było u nas wtedy koncertów, więc i pracy dla mnie - wyznaje w tabloidzie. Musiałam żyć z ołówkiem w ręku. Urodziłam dzieci i było nam ciężko, często nie starczało do pierwszego. Do 1986 roku to na mnie wisiał cały dom i musiałam sobie jakoś radzić. Dwa razy do roku jeździłam więc w kilkutygodniowe trasy do Rosji, a także do klubów polonijnych w Stanach Zjednoczonych. Zarobione dolary przemycałam i dało się z tego żyć przez kilka miesięcy. Rozstania z maluchami były naprawdę przykre. Starałam się do nich dzwonić jak najczęściej i na telefony wydawałam straszne pieniądze. Wyjeżdżałam, pracowałam, w międzyczasie prawie wszystko wydawałam na te połączenia. Zamknięte koło. Takie to były czasy...
Wy też uroniliście łzę smutku?