Choć rok 2018 zaczął się stosunkowo niedawno, Maja Bohosiewicz już praktycznie prześcignęła konkurencję w kategorii "najbardziej żenująca użytkowniczka Internetu". Siostra Soni stała się kimś w rodzaju komiwojażera, z tą różnicą, że ci prawdziwi muszą się najeździć po domach potencjalnych klientów, wciskając im kiepskiej jakości, niepotrzebny towar. Maja do sprawy podchodzi znacznie wygodniej - w zaciszu swojego domu przyjmuje prezenty od sponsorów, a potem zachwala je na swoich profilach w mediach społecznościowych. Właściwie niczym nie różni się to od prezentowania oferty "telezakupów", choć do "marketingu" uprawianego przez Maję dorabiana jest jeszcze ideologia zdrowego stylu życia lub "dobra dzieci".
Celebrytka na lekcjach z przedsiębiorczości najwyraźniej była bardzo pilna, bo potrafi spieniężyć niemal wszystko, w tym swoje używane spodnie, buty i koszulki. Ostatnio reklamowała nawet pralki, twierdząc, że "kocha pranie i środki piorące" oraz "mogłaby całe życie siedzieć w pralni".
Teraz 27-latka próbuje z kolei wcisnąć swoim fankom kremy hipoalergiczne. W tym celu zaprosiła do domu koleżankę, którą przedstawiła jako "kołcza zdrowia".
Jestem dzisiaj z Madzią, kołczem zdrowia. Madzia napiekła przepysznych ciast z cukinią i z lawendą i opowie nam dzisiaj o dermokosmetykach - zapowiedziała Maja.
Zaproszona do mieszkania celebrytki kobieta przez kilkanaście minut produkowała się na temat zalet przyniesionych ze sobą kosmetyków. Aby skutecznie zniechęcić matki do kupowania u konkurencji, straszyła, że w kosmetykach innych firm znajdują się alergeny, które mogą nawet wywoływać u dzieci... nowotwory. Z kolei jej kosmetyki miały być całkowicie bezzapachowe i pozbawione składników uczulających.
Nie ma nic lepszego niż naturalny zapach dzidziusia - wtrąciła w pewnym momencie podniecona Bohosiewicz.
Jako że prezentowane kosmetyki były duńskie, Maja postanowiła zagrać na strunie typowego dla Polaków kompleksu niższości wobec "zagranicy".
Jak Duńczycy tutaj przyjechali do Polski i zobaczyli nasze półki sklepowe z kosmetykami, to się załamali i powiedzieli, że jak to jest w ogóle możliwe, że u nich nie ma możliwości być w obiegu kosmetyków z takimi składami jak u nas są podpisane: "Dla dzieci" - powiedziała.
Ja wiem, że to brzmi jak reklama i to pewnie jest reklama, ale robimy ją z czystym sumieniem - dodała "kołcz" Magda.
Patrząc, z jaką determinacją Bohosiewicz przyjmuje kolejne oferty sponsorów, aż strach pomyśleć, co zareklamuje następnym razem.
Macie jakieś typy?