Tragiczną historią Madzi z Sosnowca w 2012 roku żyła cała Polska. Sama morderczyni swojej półrocznej córki, Katarzyna W., zdążyła zostać "ulubienicą" tabloidów. O sprawie wydano nawet dwie książki. Proces ciągnął się latami i zakończył w 2014 roku skazaniem kobiety na 25 lat więzienia. Późniejsze apelacje były bezskuteczne. Ojciec Madzi, Bartosz Waśniewski, został ostatnio odnaleziony w Wielkiej Brytanii, gdzie charytatywnie (!) walczy w klatce: Tata Madzi... WALCZY W KLATKACH! Jako "Bart Wasnyewski"
Telewizja CI Polsat w pierwszym odcinku nowego programu Polskie zabójczynie przypomina tragiczną historię z Sosnowca ustami badających ją dziennikarzy. Ci odkryli przerażający fakt z dzieciństwa Katarzyny W. Jak przyznaje jej koleżanka z dzieciństwa, już wtedy przejawiała niepokojące skłonności. Proponowała koleżankom, żeby zabawić się lalkami w... pogrzeb.
Jej ciąża nie była planowana, zburzyła jej marzenia o byciu adorowaną dziewczyną swojego chłopaka. Ciąża pokrzyżowała jej szyki - mówi dziennikark, Aleksandra Ratajczak.
Niezadowoleni rodzice Bartosza zaczęli podważać jego ojcostwo, jednak mężczyzna w końcu oświadcza się Katarzynie. Krótko potem biorą ślub.
U Katarzyny brakuje jednak macierzyńskiego instynktu. Twórcy programu dotarli do notatek w których miała nazywać swoje dziecko "cyborgiem".
Mała Madzia była chorowitym wcześniakiem. Ponadto Waśniewscy pomieszkiwali kątem u teściów z obu stron. Mąż Katarzyny wynajął w końcu mieszkanie, jednak to w nim doszło do prawdziwego rozłamu ich związku.
Kasia odkryła, że Bartek czatował ze swoimi byłymi dziewczynami. W swoim pamiętniku dokładnie opisała nawet... brak satysfakcji z seksu. Według dziennikarzy poczuła się odstawiona na boczny tor, co stało się motywem do planowania zbrodni.
2-3 miesiące po urodzeniu zaczęła się przymierzać, żeby to dziecko zabić - twierdzi badający sprawę Krzysztof Rutkowski. Okazuje się, że 24. stycznia mała Madzia miała spędzić u dziadków, jednak jej matka wróciła z nią do mieszkania, gdzie dokonała zbrodni.
Pierwszą medialną narracją było porwanie małej Madzi. Rutkowski wspomina niechęć Waśniewskiej do uczestnictwa w konferencji prasowej dotyczącej porwania. Ostatecznie kieruje do "porywaczy" bardzo dziwne zdanie: Oddajcie nam naszą Madziulkę. BYŁA naszą perełką.
Sama twierdzi później, że podczas spaceru została uderzona w głowę. Rutkowski wskazuje na brak motywu ataku. Czujność organów wzbudziły zbyt szczegółowe wspomnienia W.
Później sprawy nabrały szybszego tempa. W. odmawiała badania wykrywaczem kłamstw. Rodzice Bartka zaczęli ją podejrzewać. Ujawniono zapisy ukrytej kamery podczas jej konfrontacji z teściami.
Niedługo potem została aresztowana. Na niewiele zdały się wymówki o "śliskim kocyku". Dziennikarz "Super Expressu" opisuje jak Waśniewska próbowała ukryć zwłoki córeczki: Ubrana w rękawice robocze wykopała jamę w opuszczonym budynku, gdzie złożyła ciało Madzi.
Śledczy wspominają oględziny zwłok jako trudne psychicznie przeżycie. Oficjalnym powodem śmierci było "powolne uduszenie".
Uwaga mediów sprawiła, że zaczęła zachowywać się jak celebrytka. Niedługo potem wystąpiła w żenującej sesji na koniu: Katarzyna W. JEŹDZI KONNO W BIKINI!
Waśniewska próbowała uciec. Przebiegle swoją kartę SIM miała oddać koleżance, by śledczy myśleli, że wiedzą, gdzie jest. Tymczasem po kilku dniach zatrzymano ją pod Białymstokiem.
Ruszył proces, którego wynikiem był wyrok 25 lat więzienia. Po 20-letniej odsiadce będzie mogła się starać o zwolnienie warunkowe.
Eksperci programu próbują też ustalić dlaczego zabiła. Aleksandra Ratajczak twierdzi na podstawie notatek Waśniewskiej, że dziecko "po prostu jej przeszkadzało".
Psycholog kryminalny Jan Gołębiowski twierdzi, że nie była psychopatką, a osobą o "niedojrzałej osobowości".
Najtrafniej podsumowuje ją zdanie dziennikarki śledczej: "Aktorką była świetną, do czasu. Matką nie była żadną".