Śmierć Whitney Houston, od której minęło już sześć lat, wstrząsnęła światem muzyki. Jedna z najzdolniejszych gwiazd swoich czasów odeszła zbyt wcześnie, a jej życie - choć w blasku fleszy i miłości fanów - nie należało do szczęśliwych.
Droga życiowa Whitney momentami przypomina tę, którą przeszła jej starsza koleżanka "po fachu" - Tina Turner. Nieszczęśliwe związki, trudne relacje z rodziną i poczucie osamotnienia stało się dla niej źródłem inspiracji, ale i cierpienia.
Podczas tegorocznego festiwalu w Cannes zaprezentowano najnowsze dzieło dotyczące życia artystki. Laureat Oscara, Kevin Macdonald, pokusił się o zrobienie filmu opowiadającego o ciemnych stronach życia Whitney. Podczas pracy nad produkcją Macdonald rozmawiał m.in. z bratem nieżyjącej gwiazdy, Garym Houstonem, który wyjawił niepokojący sekret. Jego zdaniem Whitney miała być molestowana przez swoją kuzynkę, Dee Dee Warwick, nieco mniej niż Whitney znaną piosenkarkę soulową.
Reżyser podkreśla, że od zawsze dostrzegał w Whitney "coś aseksualnego":
Było w niej coś niepokojącego, miało się wrażenie, że odczuwa dyskomfort we własnej skórze. To dziwne, ale zdawała się być aseksualna - mówi w wywiadzie dla Vanity Fair. Była piękna, ale nie była seksowna. Niejednokrotnie robiłem filmy o ludziach molestowanych skesualnie, ona miała ten sam rodzaj "skurczenia".
Gary Houston twierdzi, że sam również był molestowany przez Dee Dee w wieku zaledwie kilku lat.
Podobnych rewelacji dostarcza też asystentka Houston, Mary Jones.
Ona powiedziała mi - Mary, ja też byłam molestowana. I to nie przez mężczyznę, ale przez kobietę. Miała łzy w oczach i mówiła, że jej mama o niczym nie wie. Mówiła: Zastanawiam się, czy kiedykolwiek dałam Dee Dee powód, by myślała, że jej pragnę.
Czyżby skrywana trauma z dzieciństwa była jednym z powodów jej uzależnienia od narkotyków?