Dwa lata temu córka Ewy Błaszczyk została poddana nowatorskiemu zabiegowi, przeprowadzonemu przez japońskich specjalistów. Operacja polega na wszczepieniu specjalnego stymulatora układu nerwowego. Ma on na celu poprawienie stanu osób pozostających od wielu lat w śpiączce. Wśród sześciu osób, zakwalifikowanych do operacji, znalazła się Aleksandra Janczarska, która właśnie rozpoczyna dziewiętnasty rok w śpiączce.
Jeszcze przed operacją Błaszczyk deklarowała w wywiadach, że stara się mieć realistyczne oczekiwania i nie spodziewać się cudów. Jednak po zabiegu, gdy wyszło na jaw, że Ola, z którą do tej pory nie udawało się nawiązać kontaktu, wykonuje ściśnięcie palca na polecenie, aktorka nabrała nadziei. Niestety dwa lata później, kontakt z Olą nadal jest raczej jednostronny.
Wiem, że mnie słyszy, bo są na to dowody w formie badań - przekonuje aktorka w rozmowie z tygodnikiem Na żywo. Jest ciągle poddawana neurorehabilitacji, pracujemy nad nią od rana do wieczora. Trzymamy jej rękę, żeby na przykład malowała, pionizujemy, wsadzamy na rower, żeby pedałowała - to jest wymuszony ruch, ale dobre i to. Przy wszystkich zabiegach trzeba uważać, bo osoba, która latami leży, ma osteoporozę i może się połamać przy przekręcaniu na bok. Do tego często zdarzają się na przykład zapalenia płuc. Na szczęście Ola jest w świetnej formie i nie chorowała od czterech lat.
Aktorka nie ukrywa, że zamierza poddać córkę kolejnej operacji. I następnym, jeśli do przełomu nadal nie dojdzie.
Nadzieję dają komórki macierzyste, które mogą wpływać na regenerację połączeń nerwowych - tłumaczy w tabloidzie. Nowe technologie… Od czasu do czasu przy ich użyciu udaje się w różnych miejscach na świecie pomóc osobom, które na przykład pięć lat temu przeszły ciężki udar. Oczywiście, większa szansa na wybudzenie byłaby wtedy, gdyby Ola została poddana tym nowoczesnym metodom zaraz po zapadnięciu w śpiączkę, a nie po wielu latach. Ale i tak wierzę, że jej to pomoże. I to nie są moje marzenia tylko medyczne dowody ze świata.