Miesiąc temu Kacper Kuszewski zaskoczył wszystkich informacją, że po osiemnastu latach żegna się z serialem M jak miłość, w którym od pierwszego odcinka grał Marka Mostowiaka.
Wydawało się dziwne, że nagle, po prawie dwóch dekadach postanowił sprawdzić, czy istnieje życie poza telenowelą, przynajmniej dopóki nie wyszło na jaw, że od dawna dogadywał się po cichu z Polsatem w sprawie głównej roli w nowym serialu.
Na pożegnanie ujawnił, jakie warunki panują na planie tasiemca, chociaż później wyjaśniał, że miał na myśli tylko ekipę techniczną, a nie aktorów.
Ekipa dowiaduje się z dwu-, trzytygodniowym wyprzedzeniem, że nikt za miesiąc nie pracuje i nikt nic nie zarobi - ujawnił. Aktorzy mają poczucie, że nie mogą narzekać i nie mogą walczyć o swoje prawa, bo są zatrudnieni na taki rodzaj umów, że można im podziękować i zatrudnić kogoś innego, kto nie będzie marudził. No więc nikt nie marudzi, tylko wszyscy zaciskają zęby i pracują. Od wielu lat zastanawiam się, jak to jest możliwe i jak to może być legalne.
Wyznanie Kacpra nie spotkało się z życzliwym przyjęciem. Ilona Łepkowska zarzuciła mu nawet hipokryzję.
W każdym razie wygląda na to, że za Kuszewskim nikt szczególnie nie będzie tęsknił. A już na pewno nie Julia Wróblewska.
Znana z licznych gaf młoda celebrytka, grająca w serialu Zosię Warakomską, postanowiła wyznać w magazynie Party, że nie będzie jej brakowało Kacpra.
Szczerze mówiąc widziałam go na planie kilka lat temu - wyznała. Nie mogę powiedzieć, że przeżywam, bo my się prawie w ogóle nie widujemy. Nasze wątki się nie łączą. *Nie boli mnie to, bo pewnie i tak bym go nie widziała. *
Taktowne pożegnanie?