W czwartek media obiegła smutna wiadomość o śmierci Arethy Franklin.
Legendarna "Królowa Soulu" od ośmiu lat zmagała się z rakiem trzustki, choć oficjalnie nigdy nie potwierdziła doniesień o chorobie. Skłonności do nowotworu były u niej dziedziczne. Stan wokalistki w ostatnich latach systematycznie się pogarszał. W ubiegłym roku odwołała wszystkie zaplanowane koncerty i ogłosiła wycofanie się z życia publicznego. Gdy ostatni raz pokazała się w listopadzie na koncercie zorganizowanym dla Fundacji Eltona Johna w Nowym Jorku, była bardzo wychudzona i fani poważnie zaczęli się o nią niepokoić.
Od poniedziałku jej stan był krytyczny. Gwiazda została najpierw przewieziona do szpitala, ale ostatecznie została wypisana do domu w Detroit, gdzie zmarła w otoczeniu rodziny i przyjaciół.
Jak podaje serwis TMZ, rodzina Franklin rozpoczęła już przygotowania do publicznego pogrzebu. Bliscy spodziewają się, że piosenkarkę będą chciały pożegnać tysiące fanów, dlatego rozważnie wybrali lokalizację.
Uznali, że kościół nie pomieści spodziewanej ilości ludzi i postanowili zorganizować ceremonię w Muzeum Historii Afroamerykanów Charlesa H. Wrighta w Detroit, którego Aretha była również częstym gościem - mówi informator.
Data ostatniego pożegnania Arethy nie jest jeszcze znana. Wiadomo natomiast, że trumna legendy soulu będzie otwarta. Podobna ceremonia odbyła się w Muzeum w 2005 roku, gdy żegnano afroamerykańską działaczkę na rzecz praw człowieka, Rosę Parks.
Osoba z otoczenia rodziny dodaje, że pogrzeb będzie wypełniony muzyką i śpiewem.
Aretha Franklin miała burzliwe i trudne życie. Zmagała się z otyłością i alkoholizmem. Muzyka była dla niej ucieczką od problemów w życiu osobistym: rozstania rodziców, nagłej śmierci mamy, ciąży w nastoletnim wieku czy dwóch nieudanych małżeństw. Diva stworzyła m.in. niezapomniane przeboje Respect i I Say a Little Prayer. Miała na koncie 18 nagród Grammy i sprzedała 75 milionów płyt na całym świecie. Odeszła w wieku 76 lat.