Córka zmarłego w 2004 roku Jacka Kaczmarskiego od wielu lat pracuje na swoje nazwisko jako aktorka, jednak najwięcej "popularności" i rozgłos przynoszą jej prywatne wynurzenia, głównie na temat ojca i choroby, z którą się zmagała.
Po szokujących wyznaniach na temat zmarłego ojca, który rzekomo miał problem z alkoholem oraz znęcał się psychicznie i fizycznie nad rodziną, Patrycja Volny postanowiła opowiedzieć o pobudkach, które zadecydowały o jej ustatkowaniu się poza granicami kraju.
Córka Kaczmarskiego w rozmowie z Harper's Baazar wyznała, że chętnie wróciłaby do Polski, ale nie pozwala jej na to sytuacja polityczna w kraju:
Gdyby chodziło tylko o mnie, przeprowadziłabym się już dawno, ale muszę myśleć o swoim dziecku - mówi aktorka. Wiem, jak wiele korzyści przyniosło mi dorastanie w otwartym, liberalnym społeczeństwie, więc chcę, żeby moja córka doświadczyła tego samego. W dzisiejszej Polsce nie miałaby na to szans - powiedziała i natychmiast wytłumaczyła, z czym konkretnie ma problem:
Wystarczy spojrzeć na stosunek Polaków do uchodźców. Kiedy chodziłam do szkoły, trwała akurat krwawa wojna w Timorze Wschodnim i Australia przyjęła do siebie bardzo wielu ludzi z tego kraju, wśród nich także dzieci, które trafiły ze mną do jednej klasy. Nigdy nie zapomnę tego, co działo się z nimi podczas rutynowych ćwiczeń ewakuacyjnych. O ile dla nas to była normalka i fajny pretekst do przerwania lekcji, dzieci z Timoru wpadły w panikę, zaczęły płakać i wołać rodziców, tak silna była w nich trauma związana z przeżyciami wojennymi. Gdy widziało się coś takiego na własne oczy, trudno ze spokojem czytać komentarze na temat uchodźców w polskim Internecie albo w prawicowej prasie - zakończyła wywód.
Ma rację?