Jola Rutowicz i Marcin Najman nadal bawią się na łamach Faktu. Co planują zyskać na historii z porwanym koniem - trudno zgadywać. Zastanawiamy się tylko w jaki "target" mierzą... Wyobrażacie sobie ludzi tak głupich, że uwierzyliby w coś takiego?
Tym razem dowiadujemy się, że porywacze podrzucili pluszaka na brzeg Wisły w Warszawie. Fakt donosi, że Marcin Najman, odpowiedzialny za zgubienie konia Jolanty, otrzymał przedwczoraj tajemniczy anonim: Koń, dziś, pomnik syrenki, północ, wykonany - według wszelkich zasad starych powieści kryminalnych - powycinanymi z gazet literami. W chwili otrzymania listu Najman znajdował się 400 kilometrów od Warszawy, ale nie wahając się ani chwili ruszył koniowi na odsiecz.
Porywacz został przyparty do muru, czuł już nasz oddech na plecach. Jego szczęście, że zdecydował sie oddać konia dobrowolnie - mówi Faktowi.
Jolanta nie uczestniczyła w akcji. To nie jest zadanie dla drobnej bezbronnej kobiety. No, może nie takiej całkiem bezbronnej:
_**To mogła być pułapka**_ - wyznaje tabloidowi. Dlatego wolałam nie wystawiać nosa z mieszkania. Ale Marcinowi niestraszni są porywacze. Jestem znowu szczęśliwa. Moje życie odzyskało sens. A od dziś koń nosi imię Riche, na cześć mojego ulubionego serialu "Moda na sukces".