Beata Ścibakówna minione dwie dekady spędziła na zapewnianiu, że małżeństwo ze sławnym aktorem niczego jej nie ułatwiło w branży, a wręcz przeciwnie - ciągle spotyka się z zarzutami, że Jan Englert załatwia jej role, a to nieprawda.
Jej dawna koleżanka z Teatru Narodowego, Grażyna Szapołowska, wyrzucona dyscyplinarnie siedem lat temu, nie podziela tej opinii. W jednym z wywiadów ujawniła, że Englert, jako dyrektor Narodowego, wyraźnie faworyzuje żonę - do tego stopnia, że gdy brała udział w telewizyjnym show Gwiazdy tańczą na lodzie, zmieniał grafik całego teatru, żeby dostosować go do planu treningowego żony.
Przypomnijmy: "ENGLERT CHCIAŁ LINCZU! Wykonano na mnie wyrok!"
Na szczęście Ścibakówna wreszcie dostała rolę na miarę swoich oczekiwań. Wraz z całą rodziną zaczepiła się w serialu Diagnoza. Gra tam lesbijkę, zakochaną w drugiej lekarce, w którą wciela się Agnieszka Wosińska, czyli siostra Dorota z Klanu.
Beata uważa tę rolę za rodzaj społecznej misji, mającej nauczyć Polaków większej tolerancji. Jak sama przyznaje, bywa z tym ciężko, bo "jesteśmy dość zamkniętym społeczeństwem".
Do ulubionego tematu wraca tym razem w rozmowie z Faktem.
Żałuję, że nie mam więcej scen lesbijskich - wyznaje aktorka. W Polsce w serialach mało się o tym mówi. Jesteśmy społeczeństwem homofobicznym, więc to tym większe dla mnie wyzwanie. Nie mam problemu, by całować się z kobietą. Nawet to lubię, bo *kobiety mają milsze twarze i nie mają zarostu. *
Pechowo dla Beaty, ekipa nie zamierza na razie rozwijać jej lesbijskiego wątku. W rozmowie z tabloidem producentka Dorota Kośmicka-Gacke przypomina kwaśno, że w serialu grają też inni aktorzy.
Beata to aktorka z wielkimi ambicjami - komentuje. *Dla niej zawsze będzie za mało i zawsze będzie chciała więcej. *