Julię "Sarę" Jaroszewską, 25-letnią ambitną celebrytkę, należy podziwiać przede wszystkim za determinację, dzięki której od lat próbuje trafić do pierwszej ligi show biznesu. Póki co najbliżej topowych celebrytek była, gdy wzięła udział w drugiej edycji Projektu Lady, gdzie spotkała swoją idolkę i mentorkę, Gosię Rozenek. Od tej pory jest z jej karierą tylko gorzej, zwłaszcza od chwili, gdy Julka spróbowała swoich sił jako piosenkarka:
Nie da się ukryć, że Jaroszewska mocno zmieniła się od debiutu na ekranie. Dziewczyna ma zaledwie 25 lat, a już wygląda jak nieźle naciągnięta czterdziestolatka. Julka utrzymuje co prawda, że decyduje się na te zabiegi z powodów zdrowotnych. Tak jak ostatnio, gdy przeszła kolejną operację plastyczną. Tym razem podniosła sobie łuki brwiowe, ale to dlatego, że miała problem z opadającą powieką.
Jaroszewska pokazała się po operacji na Instagramie, gdzie zorganizowała transmisję na żywo ze szpitalnego łóżka. "Lejdi" Julia miała oczywiście zrobiony makijaż, który wspomogła jeszcze filtrem na Instagramie. Całości dopełniał bandaż elastyczny utrzymujący owal twarzy.
Jestem opuchnięta, muszę chodzić przez tydzień w takiej masce - wyjaśniła swoim fanom. No jak tak bez filtra się pokazać? Ludzie mnie postarzają, ale ja nie mam obsesji na punkcie swojego wyglądu. Miałam opadające powieki, jak na 25-letnią dziewczynę miałam jak 35-38-latka. Teraz jestem spuchnięta jak balon, ale obiecali mi, że to minie.
Oczywiście Julka stwierdziła, że wszystko jest dla ludzi, także operacje plastyczne, które ona wykonuje przecież dla zdrowotności. Teraz lekarze musieli pobrać jej tłuszcz z brzucha, by wstrzyknąć znowu w łuki brwiowe, by zapobiec ich opadaniu. Takie korekcje nie są dla niej nowością, bo już kiedyś miała operację przegrody nosowej, którą sfinansowała jej zmarła ciocia.
Dążę do tego, żeby jak w "Modzie na sukces" wstać rano i wyglądać jak gwiazda - skromnie powiedziała Julka. Ciocia dała mi pieniążki na zabieg, świeć Panie nad jej duszą, to była przegroda nosowa. Ciocia dała mi oszczędności, ale to nic nie dało. Potem mama z ojcem dali mi kasę na poprawkę, ale też się nie udało, bo musiano by pobrać chrząstkę z biodra.
W trakcie relacji ze szpitala Julka popłakała się jeszcze, wspominając znajomego, który nie wybudził się po operacji wycięcia wyrostka. Całą opowieść zakończyła pozytywnie, mówiąc, że będzie ulepszać się dalej w gabinetach medycyny estetycznej, bo póki co nie chce brać leków.
Wolę mieć kilka krosteczek, ale winiaczka się napić. Mezoterapia tak, antybiotyki nie - zakończyła filozoficznie.