Magda Gessler lubi podkreślać, że swój sukces okupiła cierpieniem, a ludzie w ogóle tego nie doceniają. Kilka miesięcy temu narzekała na posądzenia, że w Kuchennych rewolucjach w ogóle nie gotuje, tylko czasem w garnku zamiesza. Oburzona Magda zapewniała wtedy, że gotuje tak intensywnie, że aż jej się ręka popsuła.
Tym razem postanowiła rozprawić się z krzywdzącymi, jej zdaniem, spekulacjami dotyczącymi jej podejrzanie gładkiej twarzy. Gessler, nie ma co ukrywać, młódką już nie jest. W lipcu obchodziła 65. urodziny, a na twarzy nie ma ani jednej zmarszczki.
Celebrytka tłumaczy, że młody wygląd zawdzięcza... paraliżowi nerwu twarzy.
Mam paraliż nerwu trójdzielnego. Gdy się uśmiecham, to po prostu część twarzy jest nieregularna i nierówna - wyjaśnia w Fakcie. Na zdjęciach wygląda to tak, jakbym coś robiła z twarzą. Ludzie myślą, że przyczyną jest jakieś sztuczne wypełnienie, a to po prostu skaza, z którą żyję. Naprawdę nie mam nic wypchanego. Mam taką twarz z powodu genów, ale też dlatego, że nie jestem najchudszą osobą na świecie i ten tłuszczyk też robi swoje.
Celebryci różnie tłumaczą się z poprawek urody. Zmiany kształtu nosa uzasadniają względami zdrowotnymi, gładką twarz genami i jogą, a powiększone usta ugryzieniem osy, ale pomysł Magdy jest chyba najbardziej oryginalny. Tymczasem restauratorka idzie w zaparte, że nie tylko nic sobie nie poprawia, to jeszcze jest zdecydowaną przeciwniczką zabiegów z zakresu chirurgii plastycznej i medycyny estetycznej.
Uważam, że zabiegi ingerujące w wygląd twarzy są szkodliwe. Po latach wychodzi wszystko, co się z nią robiło - komentuje krytycznie.
Ciekawe, czy jej narzeczony, Waldemar Kozerawski, właściciel sieci klinik medycyny estetycznej w Kanadzie, zna jej poglądy na ten temat.