W ostatnich miesiącach w Stanach Zjednoczonych prężnie zaczęły działać ruch MeToo oraz Time's Up, które sprzeciwiają się molestowaniu kobiet przede wszystkim w branży filmowej. Po głośnych sprawach Billa Cosby'ego i Harveya Weinsteina, coraz więcej kobiet głośno zaczęło mówić o swoich przeżyciach.
W międzyczasie idea zyskała sobie wielu krytyków, w tym równiez kobiet, zdaniem którychsprawy zaszły za daleko, przez co mężczyźni niedługo będą się całkiem bali odezwać do kobiet. Czarnego PR-u sprawie dodatkowo przysporzyła afera z ambasadorką MeToo Asią Argento, która sama miała być seksualną predatorką.
Debata nad tym, gdzie leży granica, wciąż jest jednak żywa i wywołuje wiele emocji. Tym razem głośnym echem w mediach odbiła się wypowiedź aktorki Kristen Bell, znanej głównie z podkładania głosu głównej bohaterce w bajce Frozen. Gwiazda, która prywatnie jest matką dwójki małych dzieci, udzieliła wywiadu magazynowi Parenting, w którym stwierdziła, że "Królewna Śnieżka" ma zły wpływ na dzieci. Szczególny problem ma ze sceną, w której książę budzi Śnieżkę z wiecznego snu pocałunkiem.
Nie uważacie, że to dziwne, że książę całuje Śnieżkę bez jej zgody? Nie można całować kogoś, kto śpi! - stwierdziła.
Aktorka wyznała, że uczy też swoje dzieci, by nie popełniać błędu królewny i nie przyjmować owoców od obcych - w bajce Śnieżka umiera po tym, jak zjada zatrute jabłko od wiedźmy.
Wypowiedź aktorki wywołała mieszane reakcje. Większość internautów uznało jednak, że Bell przesadza i nie powinna upolityczniać i wplatać ideologii ruchu MeToo w bajkę, która powstała ponad 80 lat temu. Z pewnością zgodziłaby się z nią za to Keira Knightley, która niedawno wyznała, że zabrania córkom oglądania Kopciuszka i Małej Syrenki, bo nie przekazują wartości feministycznych.
Mają rację?