Łódzcy policjanci od tygodnia poszukują zaginionej Pauliny Dynkowskiej. 28-letnia absolwentka Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego piątkowy wieczór spędziła ze znajomymi w klubie. Kamery monitoringu uchwyciły ją w sobotę o ósmej rano na skrzyżowaniu al. Kościuszki i ul. Zielonej w Łodzi w towarzystwie mężczyzny w wieku między 40 a 50 lat. Wieczorem nie wróciła do domu, ani nie skontaktowała się z rodziną. Zaniepokojona mama dziewczyny zgłosiła zaginięcie.
Pod wieloma względami sprawa Pauliny przypomina zaginięcie Ewy Tylman sprzed trzech lat w Poznaniu.
Bliscy kobiety od razu nabrali podejrzeń, że została porwana. Prokuratura, podzielając te obawy, wszczęła śledztwo pod kątem bezprawnego pozbawienia wolności. Nieoficjalnie wiadomo, że udało się już ustalić tożsamość towarzyszącego jej mężczyzny, jednak policja, ze zrozumiałych względów, nie chce publicznie chwalić się tą wiedzą.
Jak ustalił Super Express, śledztwo doprowadziło funkcjonariuszy do piętrowego budynku w centrum Łodzi, gdzie Paulina mogła być przetrzymywana. Podobno pomieszkiwała tam grupa Gruzinów, zatrudnionych na pobliskich budowach. Wszyscy zniknęli przed zjawieniem się policji. Śledczy zabezpieczyli ślady i przeszukali sąsiednie budynki.
W piątek po południu na skwerze przy ul. Kosynierów w Łodzi znaleziono torbę podróżną zawierającą ludzkie zwłoki.
To wyglądało tak, jakby zostały poćwiartowane - ujawnia osiemnastolatka, obecna przy odkryciu znaleziska. Człowiek w całości by się tam nie zmieścił.
Prokuratura do tej pory nie poinformowała, czy w torbie znajdowało się ciało zaginionej.
Podejmowane są działania mające na celu ustalenie tożsamości ofiary - ujawnia rzecznik łódzkiej prokuratury. W tym takie, czy może to być ciało poszukiwanej od soboty kobiety. Aktualnie przekazywanie bliższych informacji w tej sprawie nie jest możliwe.
Tymczasem bliscy Pauliny usunęli ze swoich kont społecznościowych zamieszczane tam od tygodnia apele o pomoc w odnalezieniu zaginionej kobiety.