W 9. odcinku 18. (!) sezonu Kuchennych Rewolucji Magda Gessler pojechała na warszawskie Bielany, by zajrzeć do Karuzeli smaku mieszczącej się na tyłach budynku Urzędu Gminy. Pomimo świetnej lokalizacji i chwytliwej nazwy, szczególnie biorąc pod uwagę historię tego miejsca, knajpa nie przynosiła zysków. Zaniepokojeni właściciele Zbyszek i Andrzej zwrócili się do Magdy Gessler z prośbą o pomoc.
Do tej pory w restauracji panował dość surowy klimat: białe, tapicerowane krzesła, firany i marmurowe wykończenia nie zachęcały do spędzenia w środku rodzinnego popołudnia. Menu również było dość przewidywalne. W Karuzeli smaku serwowano kotlety mielone, schabowe, marchewkę z groszkiem i mizerię. Być może dlatego główną klientelą restauracji byli pracujący w gmachu ludzie, którym podawano potrawy z bemarów. Ruch w porze lunchu okazał się jednak być niewystarczający, by pokryć wszystkie koszty funkcjonowania lokalu.
Magda Gessler przyjechała na warszawskie Bielany.
Bardzo powierzchowne menu, nic nowego tu nie ma, więc rzeczy, które tu są powinny być genialne jeśli to ma funkcjonować. Poproszę tatar wołowy, barszcz czerwony, zrazy, schabowy, mielony i marchewkę z groszkiem - rzuciła na wstępie.
Do stołu został podany tatar i barszcz czerwony. Niestety, ani tatar, ani barszcz czerwony nie zdały egzaminu:
Co takiego? Pan jest przekonany, że to jest czerwony kolor? Cebula jest polska, twarda, gorzka. Ogórki nieobrane ze skórki, jajko z ogromną ilością białka - wyrokowała. Jestem pewna, że to nie jest polędwica, tylko szynka. Nie będę tego dalej próbować bo to nie wzbudza mojego zaufania. Barszczu się takiego w Polsce nie serwuje. W dodatku w filiżance? - mówiła zniesmaczona Gessler.
Następnie kelner podał kotleta schabowego oraz zrazy, zestaw surówek i marchewkę z groszkiem. Zestaw zamówionych potraw był zasadzką, mającą na celu sprawdzenie, czy jakość potraw jest taka sama w dowozie, jak na miejscu. Przed wejściem do knajpy, Gessler poprosiła swoją koleżankę o zamówienie tych samych dań, o które ona poprosi podczas obiadu w restauracji. Niestety, okazało się, że catering jest niejadalny i w niczym nie przypomina serwowanych dań na miejscu:
Płaci się te same pieniądze za jedno i drugie, estetyka żadna, a smak w ogóle niejadalny - mówiła oburzona Magda i zaprosiła właścicieli do stolika.
Zamówiłam dania na wynos. Te same, które teraz jem. Różnica między jednym, a drugiem jest ogromna. Te ziemniaki są zdębiałe, nie wiadomo co. Mięso jest odgrzewane w mikrofali, to była jedna wielka żyła. Jak można podawać marchewkę z groszkiem mrożone? Zrazy są bardzo smaczne, a te są kompletnie fioletowe. A tatarem to można wybić komuś oko - przyznała się do
Nie ma kontroli jakości, a powinna być - mówił właściciel, jednak nie wiadomo z jakiego powodu.
Na drugi dzień Gessler postanowiła zajrzeć na kuchnię.
To wy macie bemary? To daje niewielkie szanse na dobre jedzenie. Cała koncepcja kuchni jest totalnie absurdalna. Mi się w ogóle nie podoba tu nic. To wygląda jak laboratorium obiadów stołówkowych. Tu jest niemiło, tu nie ma energii. Tu się człowiekowi nie chce być. Wy się gryziecie, tacy dwaj kolesie, prawie że plejboje, wyglądacie jak lekko podstarzali. Trochę tu potrzeba temperamentu, trochę fantazji - powiedziała od razu po wejściu do serca restauracji.
Nastepnie Magda Gessler usiadła przy stoliku, by spróbować potraw specjalnie przygotowanych dla niej. Dania, które zostały zaserwowane były fantazją i inicjatywą szefowej kuchni. Jako pierwszy został podany rosół:
Dużo tłuszczu, ale smaczne - skwitowała krótko Gessler.
Po zupie przyszedł czas na danie główne: pieczony królik z ziemniakami i pieczarkami:
Potwornie prymitywna kuchnia. Królik został podany tylko dlatego, że ta pani sobie to kupiła i wymyśliła. Bemar to jest żarło i pasza. W tę stronę idziemy? Jeśli ziemniaki są takie, jak jadłam wczoraj, to to jest pasza. Wy dążycie do tego, żeby zarabiać pieniądze. Nie do tego, żeby zadowolić swoich gości. Nie powinniście kalkulować, jak zarobić, powinniście się zastanowić, jak zachwycić . Trzeba zrobić coś, nawiązać do czegoś. Co wam się stało? Byliście gdzieś na emigracji? - szukała przyczyny tak potwornej kuchni Magda.
Okazało się, że trafiła w dziesiątkę. Niestety, choć obaj panowie spędzili wiele lat w Norwegii i Afryce, nie zdecydowali się przenieść poznanych smaków na warszawską mapę kulinarną.
Magda Gessler trzeciego dnia ogłosiła zmiany. Podczas przekazywania swojego pomysłu, postanowiła nastraszyć właścicieli i zażartować z panującej tu uprzednio polityki:
Moim pomysłem jest, żeby tu zrobić przedszkole dla dzieci. Mamy bemarki, miseczki. Te wszystkie papki będą się cały czas podgrzewać. Proponuję stworzyć restaurację dla dzieci, nikt jeszcze wcześniej tego nie zrobił - żartowała.
M *ożna przedyskutować ten pomysł, ale Warszawa jest za małym miastem *- próbował dystansować się właściciel.
Magda Gessler w końcu przeszła do zmian. Zaproponowała staropolską kuchnię: galantynę, wazę z rosołem z kaszką krakowską krojoną w kostkę, sztukę mięsa, warzywa, sos chrzanowy, na deser kisiel z lodami z marcepanu ręcznie robionego i kolorowe wnętrza. Restauracja będzie nazywała się nazwa Bielany Bielany - zarządziła.
Na promocję zostały przygotowane wspomniane wcześniej desery, które zachwyciły przybyłyc, podobnie jak dania przygotowane na kolację. Goście zachwycali się wszystkimi daniami z nowej karty.
Po trzech tygodniach Gessler zawitała do restauracji, aby sprawdzić, jak funkcjonuje po rewolucjach. Niestety, w restauracji nie było ani jednego gościa. Magda zapytała o powód tak małego ruchu, który kelner wytłumaczył późną porą.
Jako pierwsza została podana na stół galantyna, która zdała egzamin restauratorki. Następnie Magda spróbowała swojego rosołu z kaszką krakowską, który niestety, nie był równie dobry. Gessler oceniła, że bulion jest biedny bo brakuje w nim mięsa i warzyw. Na koniec przyszedł czas na deser, który podobnie jak galantyna, okazał się wyborny.
Internauci oceniają rewolucję jako nieudaną. A Wy zamierzacie odwiedzić to miejsce?