Ilona Felicjańska w 2010 roku przeżyła wizerunkowe załamanie, jakim była jazda na podwójnym gazie, staranowanie trzech aut i próba ucieczki z miejsca wypadku. W ramach naprawiania błędów i ratowania kariery była modelka angażowała się w akcje charytatywne, udzielała się społecznie, dużo mówiła o swojej abstynencji i wyrosła niejako na ambasadorkę trzeźwości.
Niestety, celebrytka porzuciła abstynencje i opowiadała w wywiadach o tym, że teraz "pije odpowiedzialnie". Przypomnijmy, że osoba cierpiąca na chorobę alkoholową nie potrafi pić odpowiedzialnie i jest to wymówka, by znów sięgnąć po kieliszek.
Jej powrót do alkoholu zbiegł się z doniesieniami o zdradzie narzeczonego, Paula Montany, którego paparazzi przyłapali na randce z nieznajomą kobietą. Felicjańska postanowiła mu wybaczyć i nie porzuciła marzenia o ślubie.
Załamanie nastąpiło w niedzielny wieczór, gdy na facebookowym profilu celebrytki pojawił się niepokojący wpis o tym, że została pobita i uwięziona we własnym domu. Post zniknął w nocy, a rano pojawił się następny:
Internauci, którzy szczerze zaniepokoili się wcześniejszymi doniesieniami, starali się dopytać, co tak naprawdę wydarzyło się niedzielnego wieczoru. Bez skutku.
Z naszych informacji wynika, że Ilona od kilku miesięcy ma nawrót choroby alkoholowej. Ciężko jednoznacznie jednoznacznie stwierdzić, co wydarzyło się w niedzielę. Odkąd Ilona wróciła do picia, całkiem straciła nad sobą kontrolę. Jest w nią bardzo słaby kontakt, czasami "gubi się w zeznaniach", kłamie by usprawiedliwić swoje zachowanie - mówi nam osoba z otoczenia celebrytki. Często można ją spotkać wieczorami na mieście, gdzie włóczy się po knajpach. Czasami sama, czasami z Paulem - twierdzi nasz rozmówca, który dobrze zna Ilonę.
Niestety wygląda na to, że Felicjańska znowu wpadła w alkoholowy ciąg. Porzuciła swoje plany, a smutki leczy w alkoholu. Znowu wróciła "stara Ilona", która jest świetną kompanką do picia. To ją niszczy - słyszymy.
Miejmy nadzieję, że celebrytka upora się ze swoją chorobą. Woleliśmy ją trzeźwą. Trzymamy kciuki.