12 stycznia ksiądz Andrzej Luter poinformował na Facebooku o śmierci legendarnej dziennikarki telewizyjnej Ireny Dziedzic. Jak się okazało, 93-letnia gwiazda telewizji zmarła dwa miesiące wcześniej, jednak ksiądz wolał poczekać z ujawnieniem tej informacji do chwili, gdy będzie znana data pogrzebu.
Ten jednak opóźnił się o dwa miesiące, w ciągu których prokuratura szukała po całym kraju krewnych dziennikarki. Przez ten czas ciało Ireny Dziedzic leżało w kostnicy. Dopiero kiedy potwierdzono, że dziennikarka nie ma żadnych żyjących krewnych, zezwolono na zorganizowanie pochówku siostrom zakonnym z Lasek, które z dziennikarką umówiły się w tej sprawie jeszcze za jej życia.
Jak ujawnił były dyrektor Państwowego Instytutu Wydawniczego, Dziedzic, która otrzymywała zaledwie 900 złotych miesięcznej emerytury, bardzo interesowała się zasadami działania tak zwanej hipoteki odwróconej. W uproszczeniu polega ona na tym, że senior będący właścicielem mieszkania, które zajmuje, zrzeka się go na rzecz obcej osoby lub firmy w zamian za dożywotnią rentę i prawo użytkowania do końca życia mieszkania, które już formalnie nie jest jego własnością.
Jak ustaliła prokuratura, Irena Dziedzic podpisała umowę z Bogdanem G., który w zamian za prawo własności do mieszkania na Saskiej Kępie, gdzie metr kwadratowy kosztuje ok. 10 tysięcy złotych, wypłacał dziennikarce 4,5 tysiąca złotych miesięcznej renty. Prokuratura postanowiła przyjrzeć się bliżej tej umowie.
PRZYPOMNIJMY: Prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie NIEUMYŚLNEGO SPOWODOWANIA śmierci Ireny Dziedzic! (TYLKO U NAS) )
W toku śledztwa okazało się, że Bogdan G. zatrudnił dla dziennikarki opiekunkę i zadbał o przyjęcie do szpitala, składając jednocześnie do prokuratury zawiadomienie o niebezpieczeństwa utraty zdrowia w związku z pogorszeniem się stanu Ireny Dziedzic.
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Praga Południe prowadzi od 6 listopada 2018 roku śledztwo dotyczące nieumyślnego spowodowania śmierci pani Sylwii Ireny Dziedzic - potwierdza w Super Expressie rzecznik Marcin Saduś. Postępowanie jest też prowadzone również w kierunku ewentualnych przestępstw przeciwko mieniu na szkodę wyżej wymieniowej, chodzi m.in o zawarcie niekorzystnych umów cywilnoprawnych.
Tymczasem, jak donosi tabloid, nieoczekiwanie pojawiły się osoby podające się za spadkobierców Ireny Dziedzic, a nawet jej rodzinę. Wprawdzie kiedy trzeba było zaopiekować się dziennikarką pod koniec życia, to ich nie było, za to po pogrzebie zrobił się nagle tłum.
W sprawie Dziedzic pojawiły się tajemnicze osoby, niektóre podające się za rodzinę - ujawnia gazeta. Nie ma pewności, czy Dziedzic nie podpisała z nimi niekorzystnych dla siebie umów. Sprawę bada prokuratura.
Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że nowe informacje na temat stanu finansów zmarłej ikony telewizji nie malują zbyt optymistycznego obrazu: