Pięcioletni związek Beaty Tadli i Jarosława Kreta od początku rozwijał się na łamach Vivy. Zaczął się od oświadczyn pogodynka na łamach tego magazynu w kwietniu 2013 roku. Zapowiedział wtedy Beacie na oczach całej Polski, że się z nią ożeni. Korzystając z okazji, w tym samym wywiadzie poinformował swoją poprzednia partnerkę, a zarazem mamę jego jedynego dziecka, że nigdy jej nie kochał.
Zobacz: Kret: "Ożenię się z Beatą!"
Oświadczyny wydawały się wtedy bezpiecznym sposobem wyrażenia uczuć. Prezenterka była wtedy formalnie żoną Radosława Kietlińskiego, a ich rozwód zapowiadał się na skomplikowany i czasochłonny.
W końcu jednak się dogadali, Beata odzyskała wolność i czekała na spełnienie złożonej jej obietnicy. Tymczasem Kret głowił się, jak się z tego wszystkiego wykręcić.
Wybrał chyba najgorszy sposób. Postanowił odwołać ślub w tym samym magazynie, w którym się oświadczył. Rok temupoinformował o tym Tadlę w walentynkowym wywiadzie. Swoje rozstanie potwierdzili oficjalnie, gdy tylko wydanie z ich wspólną okładką znikło z kiosków.
Beata podobno do tej pory żałuje tej publicznej kompromitacji. Oj już bez przesady, inni mają więcej powodów do wstydu….Przypomnijmy: Włodarczyk: "Czuję, że CHCĘ MIEĆ DZIECKO!"
W każdym razie postanowiła unikać romantycznych wywiadów, a nowego partnera trzymać z dala od mediów.
Przewartościowała swoje życie. Żałuje, że tak chętnie opowiadała o uczuciu do Jarka Kreta i potem musiała się wstydzić - ujawnia w Fakcie znajomy prezenterki. U boku Rafała jest naprawdę szczęśliwa i nie chce tego psuć. Po przykrych doświadczeniach z zeszłego roku uwierzyła, że wspólna sesja może być naprawdę zabójcza dla miłości.
_
_