Aż trudno uwierzyć, że nie minął nawet rok od ślubu księcia Harry’ego i Meghan Markle, tyle się przez ten czas wydarzyło. Od początku było wiadomo, że córka instruktorki jogi zaangażowanej w działalność społeczną, wychowana w przekonaniu, że zawsze warto walczyć w obronie własnych poglądów, jest na tyle wolnym duchem, że może mieć spore problemy z dopasowaniem się do królewskiego protokołu.
Ostatnio zszokowane media znów doniosły, że Meghan po raz kolejny wykazała się niezrozumieniem brytyjskiej tradycji, a nawet postanowiła ją zakwestionować.
Chodzi o zbliżający się poród, który, jak każda dziedzina życia członków rodziny królewskiej, powinien przebiegać ściśle według protokołu.
Od setek lat rodzącym arystokratkom związanym z rodziną królewską towarzyszyli królewscy ginekolodzy. Obecnie zaszczytną funkcję nadwornych położników pełnią Alan Farthing i Guy Thorpe-Beeston.
Tymczasem księżna Meghan stanowczo oświadczyła, że przy swoim porodzie nie życzy sobie "żadnych facetów w garniturach" i wyznaczyła własny zespół położników i ginekologów, kierowany przez lekarkę tej specjalności.
Oczywiście, znów wprawiła wszystkich w zdumienie.
Meghan powiedziała, że nie chce facetów w garniturach i chce rodzić z wybranym przez siebie zespołem. Była nieugięta w tej kwestii - przyznaje źródło zbliżone do kręgów pałacowych w rozmowie z Mail Online. Trochę nas to zdezorientowało… Ci lekarze są najlepsi z najlepszych, a tymczasem ich rola miałaby być ograniczona. Mieliby wkroczyć tylko w sytuacji, gdy, tak jak było podczas porodu hrabiny Wessex, pojawiłyby się komplikacje.
Na tym nie koniec zmian wprowadzonych przez Meghan. Jak już pisaliśmy, postanowiła zerwać w tradycją pozowania z noworodkiem do zdjęć tuż po opuszczeniu szpitala. Sam szpital zresztą też nie przypadł jej do gustu.
Księżna Sussex postanowiła zerwać z wieloletnią tradycją i nie rodzić, jak większość arystokratek, w skrzydle Lindo w szpitalu St Mary's, Paddington, tylko w położonym bliżej ich nowego domu w Windsorze.
Myślicie, że dobrze robi, stawiając swoje warunki? Królewski protokół chyba nie przewiduje, że to rodząca i dziecko mają być w tym wszystkim najważniejsi...