Trwa ładowanie...
Przejdź na

Córki Roberta Brylewskiego wyznają: "Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby"

0
Podziel się:

Sara i Ewa są zaangażowanie w sprawę zmarłego ojca. Kobiety regularnie pojawiają się w sądzie, gdzie występują w roli oskarżycieli posiłkowych.

Córki Roberta Brylewskiego wyznają: "Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby"

Niemal rok temu media obiegła wiadomość o niespodziewanej śmierci Roberta Brylewskiego - wokalisty, gitarzysty, autora tekstów i kompozytora znanego z takich zespołów jak Izrael, Armia czy Brygada Kryzys.

Z oświadczenia rodziny dowiedzieliśmy się, że przed śmiercią artysta przebywał w śpiączce, która była efektem odniesionego urazu. Na początku stycznia 2018 roku Brylewski trafił do szpitala po tym, jak został brutalnie pobity przez mężczyznę, od którego matki wynajmował mieszkanie. Choć w szpitalu przeszedł operację trepanacji czaszki i nawet wrócił do domu, stan jego zdrowia niespodziewanie zaczął się pogarszać. W marcu ponownie musiał był hospitalizowany i niestety lekarzom nie udało się wybudzić go ze śpiączki.

Na początku kwietnia ruszył proces odpowiedzialnego za pobicie mężczyzny, który od stycznia przebywał w areszcie. Tomaszowi J. postawiono zarzut "spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu", które doprowadziło muzyka do śmierci. Oprócz tego, 41-latek odpowie za kierowanie gróźb wobec 16-letniego syna partnerki Roberta. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu - Nie pojechałem tam, by komukolwiek zrobić krzywdę - zapewniał jakiś czas temu przed sądem.

W związku ze sprawą, córki muzyka regularnie pojawiają się w sądzie, występując w roli oskarżycieli posiłkowych. Ostatnio pojawiły się w Dzień dobry TVN, gdzie opowiedziały o toku sprawy. Jedna z nich - Ewa Brylewska zdradziła szczegóły, dotyczące samego oskarżonego:

Miał jakieś urojenia, myślał, że ratuje swoją matkę, a niestety zaatakował naszego ojca - powiedziała smutno. Kobieta dodała także, że w chwili napadu Tomasz J. był najprawdopodobniej pod pływem narkotyków i alkoholu.

_**Póki nie skończy się proces, nie będziemy miały szansy na przeżycie spokojnie żałoby**_ - mówiły siostry Brylewskie podczas wizyty w śniadaniówce.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)