Jedną z najbardziej zdystansowanych do siebie i otoczenia osób w show biznesie możnaby uznać Katarzynę Grocholę, gdyby nie fakt, że pisarka funkcjonuje w nim nieco mimo woli. Trudno uznać 61-latkę za celebrytkę, jednak za jej książki i stosunek do świata kochają ją miliony Polaków i Polek.
Pisarka rozmawiała ostatnio z dziennikarką Gazety, której opowiedziała o swojej walce z rakiem:
Z całym szacunkiem dla innych i dla świata - ja wiem, że życie jest krótkie. I tak mam podarowany 32. rok życia. W czerwcu, właśnie trzydzieści dwa lata temu, lekarze dawali mi najwyżej trzy miesiące. Zdiagnozowali nowotwór. Powiedzieli, żebym się przygotowała. Przemyślała, co z opieką nad dzieckiem, spisała testament. Dlatego bardzo się liczę z życiem, ale wiem też, że nie polega ono na tym, żeby się komuś podobać czy nie podobać. Nie jestem zależna od cudzych opinii. Zranić mnie mogą tylko bliscy - wyznała.
Pisarka wspomniała też o pracy salowej, którą wykonywała przed laty:
Towarzyszenie umierającym sprawiło, że zaczęłam myśleć: Jest coś poza tym, czego doświadczamy tutaj, jest Bóg. Po tej pracy w szpitalu się ochrzciłam. (...) Ale kiedy mi samej postawiono diagnozę, niewiele mi to doświadczenie pomogło. Wtedy nic nie działa. Jest paraliżujący strach. W każdym razie ja byłam sparaliżowana strachem - zwierzyła się.