W lutym 2012 roku Alan Andersz wdał się w szarpaninę w klubie Willa Matrix, w wyniku której spadł ze schodów i uderzył głową o ciężką donicę. Aktor dostał wylewu i trafił do szpitala, gdzie przeszedł trepanację czaszki. Od tamtej pory Alan przekonuje, że docenił to, co ma, a zajście traktuje jako prawdziwą życiową lekcją.
Po siedmiu latach wrócił do tamtego wydarzenia i na swoim Instagramie zamieścił zdjęcie ze szpitala, które okrasił poruszającym wyznaniem:
Mija ponad 7 lat od wydarzenia, które odmieniło całe moje życie. 7 lat, odkąd narodziłem się na nowo. W tym czasie nauczyłem się wiele o ludziach, ale najwięcej o sobie. Każdego dnia budzę się wdzięczny za to, co mam i z ogromną radością patrzę na to, co przede mną - przyznał.
Aktor przez długi czas nie był w stanie opowiadać o traumatycznych chwilach:
Najgorsze piekło przeszli moi najbliżsi - kiedy ja leżałem w śpiączce, oni słuchali o tym, że najpewniej nie przeżyję, a nawet jeśli to będę wymagał dożywotniej opieki. Przez długi czas miałem problem z tym, żeby mówić o tym, co mnie spotkało. Nie chciałem wracać myślami do tych traumatycznych przeżyć. Dzisiaj wiem, że warto. To swego rodzaju katharsis, które sprawia, że z większą przyjemnością patrzę w lustro.
Twierdzi, że dzięki incydentowi odkrył w sobie siłę do walki z przeciwnościami:
Niedawno zostałem zaproszony przez Polski Związek Zapaśniczy, żeby opowiedzieć swoją historię zawodnikom, którzy będą reprezentować nasz kraj na zbliżających się Mistrzostwach Świata. Panowie - spotkanie z Wami to prawdziwy zaszczyt. Ja wyszedłem ze spotkania silniejszy. Mam nadzieję, że Wy też. Trzymam kciuki, bo jesteście Wojownikami, z których powinno się brać przykład. Ja też wiem, czym jest walka. Wiem, że nie jest to łatwe. Wiem, że można odpocząć, ale nigdy nie należy odpuszczać.
_
_