Taki to już urok polskiego show biznesu, że nasze "gwiazdy" z niezwykłą łatwością potrafią odżegnywać się od swojej przeszłości, kiedy ta zaczyna być niewygodna. Przykładów jest na pęczki, od znanych pogodynek, które niegdyś lubiły taplać się na golasa w wannie pod czujnym okiem kamer, po aktorki, których kariery zaczęły się od bliskiego zapoznania naczelnego zboczeńca świata filmu - Harveya Weinsteina. Najnowszym przypadkiem rozprzestrzeniającej się niczym czarna ospa gwiazdorskiej amnezji jest nie kto inny, a złote dziecko rodzimej kinematografii - Sebastian Fabijański.
Warto na początek wspomnieć, na jak ambitnych produkcjach Sebastian wyrobił swoje nazwisko. Były to mianowicie Kobiety Mafii i Botoks. Oba obrazy wyszły z taśmy produkcyjnej Patryka Vegi, który - jak wiemy - bardziej niż jakość ceni sobie ilość, dzięki czemu może pozwolić sobie na rozbijanie się po stolicy "samochodem Batmana". Ma jednak do tego pełne prawo, uczciwie zarobił ogromną ilość pieniędzy i chwała mu za to. Komercyjność nie jest niczym złym, bowiem to rynek, a nie wysmakowani recenzenci weryfikują prawdziwą wartość filmu. Wtedy show biznes jakimś trafem Sebastianowi specjalnie nie wadził - ciekawe czy miało to coś wspólnego z tłustymi czekami, które wędrowały prosto do jego kieszeni.
Od premiery tamtych filmów minęło jednak trochę czasu i Fabijański prawdziwie uwierzył w swoją wyższość nad resztą znajomych z branży. W przeciwieństwie do nich, aktor "jedzie po show biznesie", który zresztą "kompletnie go nie interesuje". Z nadanej sobie pozycji ambasadora jedynie słusznej jakości tworów kulturowych Sebastian skrytykował na przykład Piotra Stramowskiego (z którym swoją drogą występował w wielu filmach Vegi), oraz współczesnych artystów hip-hopowych, brzmiących jego zdaniem "wieśniacko".
Zobacz: Fabijański grozi, że nagra płytę i miesza z błotem współczesnych raperów. "JADĘ PO SHOW BIZNESIE"
W przytoczonej wyżej rozmowie z blogerem CineMaciejem, Fabijański pokusił się także o stwierdzenie, że jego autorski rap (o zgrozo) właśnie dlatego będzie mieć "dużą wartość", ponieważ "wyjdzie od człowieka, który się nie fotografuje na ściankach i nie jest jakimś tworem artystycznopodobnym".
Czy się to Fabijańskiemu podoba, czy nie, udzielanie wywiadów i, tak bardzo pogardzane przez niego, wychodzenie na ścianki, to dzisiaj nieodzowne elementy pracy aktora filmowego. Nawet największe polskie gwiazdy biorą w tym udział, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę, że na ich barkach w dużej mierze spoczywa sukces danego obrazu.
Z tym większą przyjemnością obserwowaliśmy, jak Sebastian został strącony z moralizatorskiego piedestału przez producentów najnowszego filmu ze swoim udziałem. Aktor musiał ostatecznie pojawić się na ściance Mowy Ptaków w ostatnią środę, zastanawiamy się więc, czy możemy go już śmiało określać mianem "tworu artystycznopodobnego". Naturalnie, gwiazdor postanowił pokazać swój brak szacunku do świata show biznesu, pozując przed znienawidzonymi fotoreporterami z całą feerią zadziwiających min. Rozumiemy, że wydarty z jamy ustnej ozór miał nawiązywać do plakatu promowanego tego wieczora filmu, nie możemy jednak pozbyć się wrażenia, że Fabijański chciał jedynie zaznaczyć w ten sposób, jak bardzo gardzi całym tym zbiegowiskiem.
Chcieliśmy tylko przypomnieć Sebusiowi, że show biznes w dużej mierze pracuje także na jego nazwisko. Można nie kochać wystąpień na ściankach, ale skoro partnerujący mu w filmie Daniel Olbrychski nie ma z nimi problemu, to tym bardziej pupilek Patryka Vegi powinien być w stanie schować swoją dumę do kieszeni i uszanować działalność innych ludzi. Reasumując - radzimy na przyszłość nie załatwiać swoich potrzeb fizjologicznych do własnego gniazda.