Każda gwiazda, która choć trochę zgłębiła meandry show biznesu dobrze wie, że niezawodnym sposobem na zwrócenie na siebie uwagi mediów jestnagła metamorfoza. Dzięki imponującemu schudnięciu Katarzyna Skrzynecka cieszy się teraz wyjątkowo niesłabnącym zainteresowaniem, co przekłada się na liczne wywiady o niezawodnych metodach na zrzucenie zbędnych kilogramów, samoakceptacji i świetnym samopoczuciu.
Wygadana celebrytka zgodziła się ostatnio po raz kolejny opowiedzieć o kulisach diety w najnowszym numerze magazynu Viva!. Na wstępie aktorka podkreśliła, że decyzja o zmianie nawyków żywieniowych wynikała wyłącznie z jej własnej potrzeby, aniżeli ukochanego.
Mój kochany mąż jest bardzo taktownym człowiekiem - przyznała. Nigdy nie komentował krytycznie mojej sylwetki, nawet żartem. Mimo że sam jest trenerem i zawodnikiem sportowym całe życie na diecie. Mimo że trenuje innych sportowców, w tym atrakcyjne i smukłe zawodniczki, przygotowując ich do mistrzostw Europy i mistrzostw świata.
48-latka wyznała, że Łopuckiemu nigdy nie zdarzyło się komentować jej wzrostu wagi, a każdy dodatkowy kilogram traktował w kategorii... "dodatkowej powierzchni erotycznej".
Marcin żartuje, że kobieta nie tyje, kobieta zwiększa swoją użytkową powierzchnię erotyczną - zdradziła. I jak go nie kochać?
W dalszej części wywiadu Skrzynecka zapewniła, że nie uległa modzie na obsesyjne próby zatrzymania czasu przy pomocy zabiegów chirurgii plastycznej.
Myślę, że jestem uczciwa i obiektywna wobec samej siebie - stwierdziła. Nigdy nie ukrywałam swojego wieku. Mam 48 lat, nie robię z tego problemu. W każdym wieku można zaleźć dobre strony. Nie ma we mnie amoku, że skoro jestem osobą pracującą na ekranie telewizyjnym czy filmowym, to muszę koniecznie zachować wieczną młodość. W związku z czym nie robię żadnych operacji plastycznych. Jeszcze nigdy niczego nie zrobiłam sobie "w twarz".
Na koniec Kasia skrytykowała kilka koleżanek po fachu, które - w jej mniemaniu - wyglądają jak z jednej taśmy produkcyjnej.
Pamiętam, kiedyś przechodziłam obok Empiku i w witrynie były trzy prestiżowe polskie magazyny - wspomniała Kasia. Na okładce każdego z nich znana gwiazda. Jedna w okolicach pięćdziesiątki, druga czterdziestki, trzecia miała 30 lat. Wszystkie – przypuszczam, że korzystały z tej samej kliniki chirurgii i medycyny estetycznej – wyglądały identycznie. Jak klony. Każda jest piękną kobietą, każda w swojej dziedzinie osiąga wielkie sukcesy, ale ja widziałam trzy identyczne lalki w różnych fryzurach. Stwierdziłam, że nie chcę dołączyć do tej gablotki silikonowych ust, zwężonych nosów i identycznie ostrzykniętych policzków. Każdy robi, co lubi…