Sprawą Ewy Tylman żyła w 2015 roku cała Polska. Mieszkanka Poznania zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach w nocy, wracając z zakrapianej imprezy firmowej z Adamem Z. Dziewczyny szukano przez 6 miesięcy, aż jej ciało odnaleziono w końcu dryfujące w Warcie. Towarzysz ostatniej zabawy ofiary początkowo przyznał się do zabójstwa, jednak później zaczął zmieniać wielokrotnie swoje zeznania. Ostatecznie w kwietniu tego roku podejrzanego uniewinniono z zarzucanych mu czynów po ówczesnym przesłuchaniu jego partnera oraz towarzysza z celi z aresztu.
Wstrząsająca historia ponownie wróciła jednak na języki. Tym razem za sprawą Karoliny K., rzekomego świadka w sprawie. Kobieta twierdziła, że feralnej nocy widziała, jak mężczyzna przeciąga nieprzytomną kobietę na do barierek na Moście św. Rocha i wrzuca ją do rzeki. Nie była w stanie jednak zdradzić szczegółów zajścia podczas eksperymentu procesowego. Ostatecznie kobieta przyznała, że całą historię wyssała kompletnie z palca za pieniądze.
Do złożenia fałszywych zeznań fałszywego świadka miał nakłonić ponoć Radosław Białek, pracownik biura detektywistycznegoKrzysztofa Rutkowskiego, który zainteresował się sprawą, gdy ta nabrała medialnego rozgłosu. Karolina K. miała przyjąć ponoć 10 tysięcy złotych łapówki, po czym sama zgłosiła się na posterunek policji, gdzie zaczęła kłamać w żywe oczy. Rutkowski sam pochwalił się w 2015 roku, że w związku z podejrzeniami dotyczącymi wiarygodności zeznań Karoliny K. zostały zabezpieczone 3 telefony oraz iPad, co detektyw nazwał wówczas: "narażaniem jego rodziny na zagrożenie życia bądź zdrowia w przypadku napadu bandytów".
Zarówno Karolinie K. jak i Radosławowi Białkowi groziło do 8 lat więzienia. Ostatecznie jednak kobieta została skazana na 10 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności, natomiast pracownika Rutkowskiego uniewinniono.