Nie jesteśmy pewni dlaczego, ale anonsowanie się publicznie w prasie kobiecej nie wychodzi z mody. Tym razem swój typ faceta podaje w Vivie Martyna Wojciechowska:
Marzę o kimś, kto daje kobiecie opiekę i wie, dokąd zmierza - wylicza. Takim, który ma dystans do świata, ludzi, do siebie. Tymczasem męska labilność to coś, co mnie przeraża. Jeden ma depresję, drugi nie wie, czego chce, a ja potrzebuję w domu samca alfa.
Chętnych ośmiela mówiąc, że wielu już straciło swoją szansę przez strachu przed nią:
Najczęściej słyszałam od mężczyzn, którym podobałam się z wzajemnością, a mimo to nie odważyli się na nic: "A co ja ci mogłem zaoferować?". Sama chyba też sprawy nie ułatwiam.
Rzeczywiście. Bo korzystając z okazji Martyna poniża też znajomego, który ostatnio próbował jej zaimponować. To okrutne, bo wie na pewno, że to przeczyta i będzie wiedział, że to o nim:
Chyba nie potrafię flirtować - żali się. Spotkałam niedawno znajomego - uroczy, bardzo przystojny. Zaczęliśmy rozmawiać. Właściwie to on peroruje: był tu, tam, coś robił. No, po prostu Indiana Jones! Słucham i zaczynam czuć, że to okropnie denerwujące i że on po prostu gada bzdury, bo byłam w tych miejscach i znam tamte realia. "Hm, będzie sobie moim kosztem humor poprawiał?" - i mówię, co o tym sądzę. I on nagle robi się całkiem malutki. A ja się zastanawiam: dlaczego nie dałaś mu się pochwalić? Nie możesz raz wykrztusić: "Och, to naprawdę niesamowite, podziwiam cię!"
Czy zasłużył na zakomunikowanie mu publicznie, że jest mały i żałosny? Wystarczyło chyba, że dowiedział się podczas rozmowy... Miejmy nadzieję, że nie było przynajmniej świadków, którzy przekażą dalej, o kogo chodzi.