No to się zaczyna. W wielu krajach zachodnich sezon na ujawnianie ukrywanych przez lata skandali pedofilskich w kościele katolickim trwa już w najlepsze. Media w końcu przestały się bać mówić o księżach-pedofilach. W Polsce najważniejsze media wciąż raczej unikają tematu. Ale to się może zmienić właśnie teraz. Niespodziewanie, za sprawą... Kory Jackowskiej.
Piosenkarka postanowiła wypowiedzieć się na łamach Wprost, z okazji powrotu do życia publicznego i prawdopodobnego ułaskawienia przez Stolicę Apostolską przesympatycznego arcybiskupa Juliusza Paetza.
Ksiądz mieszkał w domu, który do dziś stoi w Krakowie i pokazuję go wszystkim znajomym - mówi Kora. Tuż przy kościele św. Szczepana. Ksiądz zaprosił mnie na swoje winogrona. Całkiem możliwe, że nie mnie jedyną**.**
Pamiętam doskonale, jak strasznie się bałam, gdy wyszłam od księdza. Przez lata nie byłam w stanie nikomu o tym powiedzieć, nikomu się poskarżyć, bo byłam wychowana w poczuciu, że kobieta jest grzesznym narzędziem, że to ta Ewa, to jabłko, że wina jest we mnie. Choć to przecież ja byłam ofiarą starego obrzydliwego księdza. Był starym śmierdzącym człowiekiem, który wpychał mi jęzor do ust i gmerał w majtkach**.**
Miałam dziesięć, może jedenaście lat. To było po tym, jak wróciłam z sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne. Trafiłam tam mając cztery lata. To właśnie tam dostałam pierwszą lekcję uległości wobec nienormalnych zachowań księży.
Kora wspomina też innego księdza pedofila, z którym się zetknęła właśnie w sierocińcu:
Gdy proboszcz kończył śniadanie, rozpoczynało się spotkanie z dziećmi. Pod sutanną miał spodnie, a w tych spodniach cukierki w głębokich kieszeniach. Nie dawał nam ich sam. Dziewczynki musiały podchodzić po kolei i grzebać w tych kieszeniach, by znaleźć cukierka. A przy okazji grzebały wiadomo gdzie. Jak sobie przypominam te niedzielne poranki, to zalewa mnie krew. Zakonnice o wszystkim wiedziały, wszystko działo się na ich oczach. Były strażniczkami tego cichego szaleństwa, tej sparaliżowanej grozy.
Miejmy nadzieję, że wyznanie Kory ośmieli inne osoby molestowane i gwałcone w dzieciństwie przez księży, które zaczną mówić o tym głośno. Nie ma się czego bać, niech to oni się boją, niech to oni nie śpią po nocach. Każdy, kto przeżył coś takiego, powinien iść ze swoją historią do mediów. Tylko wtedy żaden pedofil nie będzie czuł się bezpieczny.