Wiadomość o śmierci Stanisława Mikulskiego była ciosem nie tylko dla jego przyjaciół i znajomych, ale również dla wielbicieli kultowej Stawki większej niż życie. Mikulski jako agent J-23 zapisał się na zawsze w historii polskiej kinematografii. Sejm postanowił więc uczcić jego pamięć uroczystą minutą ciszy.
Pomysł, który jako pierwszy podał Marszałek Sejmu Radosław Sikorski, podzielił jednak kluby parlamentarne. Zdecydowanie przeciwko byli posłowie z Solidarnej Polski, którzy argumentują, że Mikulski służył komunistycznej władzy i nie jest godny uczczenia w demokratycznym państwie.
Jako posłowie, zanim kogoś uhonorujemy, mamy obowiązek zadać pytanie nie tylko o osiągnięcia artystyczne tej osoby, ale także jej stosunek do polskiego państwa. I tutaj pojawia się poważny problem, bo o ile pan Mikulski był bez wątpienia wybitnym aktorem, o tyle, nazwijmy to eufemistycznie, miał lekki stosunek do tego, co wyprawiały w PRL władze niesuwerennego, brutalnego wobec obywateli państwa - tłumaczy Patryk Jaki z Solidarnej Polski.
29-letni Jaki wytłumaczył swoje stanowisko, mówiąc w rozmowie z Wirtualną Polską, że kultura PRL była "balsamem na ormowskie pały i wszystko to, co działo się wokół".
Inicjatywę Radosława Sikorskiego poparły inne partie, w tym Sojusz Lewicy Demokratycznej. Ze stanowiskiem Solidarnej Polski nie zgodził się między innymi Jacek Fedorowicz z Platformy Obywatelskiej.
On był wielkim idolem w PRL, właściwie już takich ludzi nie ma. Historia oceni, czy popełnił błąd - powiedział.
Jakie jest Wasze zdanie?