Bronisław Komorowski znany jest z dość luźnego podchodzenia do protokołu dyplomatycznego, regulującego zachowanie się podczas międzynarodowych spotkań i wizyt. Celuje również w dość rubasznym żarcie i komentarzach. Barackowi Obamie polecał: Bo z Polską i USA to jest, panie prezydencie, jak z małżeństwem. Swojej żonie należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna. Spotkane na duńskim okręcie żołnierki nazwał "kaszalotami".
Najnowsza wpadka ubiegającego się o reelekcję Komorowskiego jest śmieszno-straszna. Mimo trwającej kampanii Komorowski jest tak pewny swojego zwycięstwa w pierwszej turze, że nie martwi się o negatywne komentarze. Prezydent wraz z małżonką Anną i polską delegacją wybrał się z wizytą do Japonii. Spotkał się m.in. z premierem Shinzo Abe, a także odwiedził siedzibę tamtejszego parlamentu. Oprowadzany po mównicy... przeszedł po krześle spikera, następnie zaś zaprosił do wspólnego zdjęcia gen. Stanisława Kozieja z BBN słowami: "Chodź, szogunie". Japońscy gospodarze byli nieco zaskoczeni takim zachowaniem polskiego prezydenta, szczególnie, że sami uchodzą za naród ludzi spokojnych, powściągliwych i niechętnie pokazujących emocje.
Przedstawiciele Komorowskiego zapewniają oczywiście, że do żadnej wpadki nie doszło, a polityk chciał tylko zażartować.
Nie było żadnej wpadki. Polski prezydent nie wszedł na fotel marszałka, a na mównicę, a przedstawiciel protokołu dyplomatycznego wskazał mu, w którym miejscu mównicy miał stanąć - zapewnia szefowa biura prasowego Kancelarii Prezydenta Joanna Trzaska-Wieczorek. Zaś słowa o szogunie były po prostu żartem, z którego śmiał się zresztą sam prezydent.
Zobaczcie sami, jak to wyglądało: