Nie cichną dyskusje wokół ujawnionego przez portal TagTheSponsor procederu wysyłania dziewczyn, które na Instagramie reklamują się jako modelki, do Dubaju, gdzie za równowartość "torebki za dwa klocki" uprawiają seks z bogaczami. Oburzenie budzi przede wszystkim to, że te panie nazywają się "modelkami" i są zapraszane do telewizji, podczas gdy są zwykłymi prostytutkami.
Głos w tej sprawie postanowiła zabrać też Ewa Minge.
Nie przeszkadza mi, co kto sprzedaje i jeżeli nikt nikogo do tego nie zmusza, to ciało pozostaje jego prywatną sprawą. Ale podszywanie się pod określoną grupę społeczną niszczy jej opinię i niewinne dziewczyny z modelingu mają natychmiast etykietę puszczalskich - komentuje w Super Expressie.
Przyznaje jednocześnie, że zna oficjalne pary, których związki oparte są na wymianie pieniędzy za seks. To jej jednak nie razi.
Owszem, znam przypadki, kiedy kobiety sprzedają się swoim panom i pozornie zakochana, cudowna para funkcjonuje na zasadzie oczywistego sponsoringu i dziewczyna ma płacone za towarzystwo. Nawet dziecko urodzi i pozwala sobie zrobić niejeden dziwny numerek, byle rachunek na koncie się zgadzał i liczba markowych gadżetów. Nie potępiam tego. Jest popyt i jest podaż - wyjaśnia projektantka. Jednak nie ma we mnie zgody na produkowanie na ściankach gwiazdeczek, które żyją z bywania i dawania. Marki zanim zatrudnią modelkę do kampanii, sprawdzają jej opinię i moralia. Paniom od zadań specjalnych radzę z twarzą chodzić odsłoniętą, skoro wybrały taki zawód, a nie podszywać się pod modelki.
Przypomnijmy, na czym polega ich "zawód": Polskie "modelki" sprzedawane arabskim szejkom! Za 25 tysięcy dolarów...