Kinga Rusin regularnie chwali się na Instagramie i Facebooku zdjęciami ze swoich zagranicznych podróży. Słynne śniadanie na Manhattanie i urlop na Zanzibarze, gdzie Kina została pogryziona przez płaszczkę to tylko dwa z licznych wyjazdów dziennikarki.
Od wielu lat Rusin jest zafascynowana Ameryką, którą regularnie odwiedza, także w celach służbowych. Jak wyjaśniła w ostatnim wywiadzie, wszystkie podróże nie są "jej" wycieczkami, a jedynie wyjazdami służbowymi, na które sama się zdecydowała. Jako jedyna z ekipy Dzień Dobry TVN:
To nie są "moje" podróże. Zdjęcia, które się pojawiają, dokumentują to, co robię dla "Dzień Dobry TVN". Nagrywanie reportaży poza studiem na Marszałkowskiej to mój wybór, poza mną nikt z prowadzących tego nie robi. Ale ja lubię sobie co jakiś czas przypomnieć, na czym polega praca telewizyjnego korespondenta, to taki powrót do korzeni - wyjaśniła Kinga.
Rusin najwyraźniej bardzo zależy na tym, by ludzie uwierzyli, że nie jest aż tak bogata, by stać ją było na ciągłe wyjazdy. Twierdzi, że musi się na nich solidnie napracować. Na dodatek nie zawsze ma czas na odpoczynek i zrobienie zakupów:
Z ostatniego, pięciodniowego pobytu w Nowym Jorku przywiozłam 8 reportaży - tłumaczy w Fakcie. Niektóre z moich podróży wyglądają atrakcyjnie, ale dla mnie najważniejsze jest, żeby przywieźć z nich interesujące materiały, wywiady, zaskakujące informacje. To często wymaga pracy przez 24 godziny na dobę. Nie ma wtedy czasu ani na zakupy, ani na zwiedzanie, ani na oglądanie zachodu słońca nad oceanem.
Współczujecie?