Kto się najbardziej poniżył w te Walentynki? Naszym zdaniem jak zwykle - Ivan Komarenko. Nie da się chyba bardziej przegrać jako "artysta" - w sumie tylko go nie opluli...
Wystąpił w klubie studenckim "Bukszpryt" w Gdyni. Nasza czytelniczka tak wspomina koncert:
Wjazd na imprezę kosztował 5 zł, a nigdy wcześniej w tym klubie nie zdarzyło się, aby trzeba było płacić za wejście. Publiczność liczyła maksymalnie 50 osób. Występ zaczął się jakąś nieznaną piosenką, do której pląsały tancerki i wbiegł Ivan. Później poprosił dziewczynę z widowni do zaśpiewania piosenki, robił to jeszcze kilka razy, zachęcał też do tańczenia do jego "hitów".
Zaśpiewał kilka utworów, a znudzona publiczność usiadła to stolików, krzycząc: "Ivan do domu!"Nawet swoje słynne "Czarne oczy" (a także "Wielką miłość" Wodeckiego) wykonał z playbacku, co było BARDZO widać. Komarenko machał rękoma, mikrofon miał daleko od twarzy, a cały czas "śpiewał". Próbował mówić coś do publiczności, ale tak niewyraźnie, że nikt nic nie rozumiał. Ogólnie występ był bardzo marny, na współczucie zasługiwały tancerki, które wiły się wokół Iwana, jak najlepiej umiały. Kiedy skończył, wszyscy odetchnęli z ulgą i zaczęła się normalna impreza. Sam klub reklamował imprezę jako "koncert Iwana Komarenko z tancerkami".
Czyli za samego Ivana nikt już nie płaci nawet 5 złotych! Oto kilka strasznych zdjęć z imprezy:
Co to ma w ogóle być? Ruski Michael Jackson?