Odkąd PiS zdobył większościową władzę w Polsce, postanowił powrócić do tematu katastrofy smoleńskiej i ponownie wyjaśnić okoliczności tragedii. Do jednej z rozmów na ten temat zaproszono dziennikarza Gazety Wyborczej, Wojciecha Czuchnowskiego. Ten zaś zamiast odnieść się do pytania prowadzącego przeczytał oświadczenie, w którym potępił masowe zwolnienia w TVP, a następnie wyszedł ze studia.
Sytuacja z Czuchnowskim prawie się powtórzyła, tym razem na antenie TV Republika, gdzie doszło do kłótni pomiędzy znanym polskim filozofem, profesorem Bogusławem Wolniewiczem a prowadzącą z nim wywiad prawicową dziennikarką Ewą Stankiewicz.
Do spięcia doszło, gdy prof. Wolniewicz powiedział, że Polska powinna utrzymywać bardzo dobre relacje ze wszystkimi swoimi sąsiadami, a także obywatelami z różnych opcji politycznych. Sugestia, że powinniśmy mieć dobre stosunki także z Rosją oburzył prowadzącą.
Ale jak można mieć dobre stosunki z kimś, kto zabił prezydenta polskiego? - zapytała Stankiewicz.
Pani redaktor, jeżeli pani jeszcze raz takie oszczerstwo wobec Federacji Rosyjskiej powtórzy... - odpowiedział Wolniewicz. To, co pani powiedziała jest działaniem na szkodę Polski, bo jest szczuciem opinii rosyjskiej przeciwko Polakom.
Po krótkiej przepychance słownej gość programu próbował zmienić temat. Gdy prowadząca nie odpuściła, filozof powiedział, że temat katastrofy smoleńskiej jest "sztucznie rozdymany":
To nie jest żadna ważna sprawa, to jest sprawa sztucznie rozdymana. Nie chcę w to wchodzić. Jak jest mnóstwo dowodów, to znaczy, że nie ma żadnego dobrego - i zagroził, że przeprowadzi dziennikarce egzamin ze znajomości tematów, które poruszała.
Nie trzeba przeprowadzać egzaminu - odpowiedziała Stankiewicz. Byle dziecko wie, jaka jest natura zniszczenia: czy coś zostało zgniecione, czy rozerwane. Bez egzaminu profesorskiego można to powiedzieć.
Po tłumaczeniu redaktorki na temat tego, że katastrofa była zamachem, jej gość wybuchł:
Pani redaktor, czy pani chce ze mną rozmawiać czy pani sama chce jakichś swoich popisów bzdurnych? To niech pani mówi sama, ja w takim razie żegnam. Proszę państwa, ja liczyłem, że tu będzie jakaś rozsądna rozmowa, ale widzę, że się przeliczyłem. Proszę mi wybaczyć, że na tym rozmowę zakończymy - powiedział, ukłonił się i wyszedł.