Od kilku lat dużą karierę w internecie robią "pranksterzy" publikujący nagrania żartów, jakie robią przechodniom na ulicy. Celebryci z YouTube'a zaczęli konkurować między sobą i kolejne ich pomysły stawały się coraz bardziej bezczelne, a nawet niebezpieczne dla wszystkich uczestników.
Sam Pepper przekroczył wszelkie granice robiąc pod koniec zeszłego roku "dowcip" swojemu przyjacielowi. Upozorował porwanie go i jeszcze jednego chłopaka przez terrorystów. Jeden z porywaczy odegrał scenę egzekucji na statyście, podczas gdy ofiara dostawała histerii ze strachu. Pepper śmiał się potem ze swojego "żartu" i chciał na nim zarabiać.
Pepper, który był wówczas bardzo popularnym YouTuberem, spotkał się z falą krytyki, a jego dotychczasowi fani zaczęli go opuszczać. Nie pomogło mu też nagranie, na którym łapał za pośladki dziewczyny idące ulicą. Za jeden ze swoich - jak to nazywał - "eksperymentów społecznych" stanął przed sądem, oskarżony o molestowanie nieletniej. Nawet kiedy kolejne osoby przestawały śledzić jego konto na YouTube, wciąż zarabiał na swoich filmach.
W końcu bezwzględnym "pranksterem" zainteresowała się znana grupa hakerów Anonymous. Nie spodobało im się, jak internauta traktuje ludzi, żeby na nich zarabiać. Anonymous wysłali mu ostrzeżenie, że jeśli nie usunie swoich kontrowersyjnych nagrań, poniesie konsekwencje.
Ostatnio 26-letni Brytyjczyk mieszkający w Los Angeles zaskoczył swoich fanów. Skasował wszystkie swoje wpisy na Twitterze oraz zamknął kanał na YouTube. Zostawił jedynie krótką informację: "Poddaję się". Wygląda na to, że Anonymous dopięli swego? Gratulujemy.